wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział 24

"Śmierć jest łatwa, prosta. Życie jest trudniejsze."
- Stephanie Meyer "Zmierzch"


ŻYCIE 
Zastanawialiście się kiedyś nad tym czasownikiem? ( Żyć )
Jedni uważają je za dar od Boga, inni za przekleństwo.
Część ze wszystkich ludzi na świecie z uśmiechem wita nowy dzień, wstają rano rozpromienieni, ciesząc się kolejnym dniem życia. 
Inni natomiast przeklinają dzień w którym się urodzili jak i każdy kolejny, bardzo często dochodzi do tego, że błagają Boga by ich stąd zabrał, czyli odebrał im życie, proszą o to osobę, która to życie im podarowała. 
Inni są zdolni do tego, albo raczej zdesperowani, by samemu przerwać swoją linię życia.
Bez względu na to, czy wierzymy, że życie pochodzi od Boga, czy jest formą przypadku musimy zastanowić się nad ważną kwestią, Czy mamy rację winić ŻYCIE albo Boga, za to jak żyjemy - czy cierpimy, głodujemy, czy wręcz przeciwnie, wiedziemy szczęśliwe i bogate życie. 

Zastanawiałam się nad tym wiele razy, całe moje dotychczasowe życie jest serią cierpień, szczęśliwe chwile zdarzały się bardzo rzadko, więc cieszę się, że zapamiętałam większość z nich, by móc teraz je odtwarzać.
Bo moim wypadku, kiedy w parku znaleźli mnie Niall i Harry zastanawiałam się nad aspektem życia. Za każdym razem jak zamknęłam oczy, widziałam krew i ojca znęcającego się nade mną. Miałam ochotę umrzeć, nigdy więcej nie otworzyć oczu. Przeklinałam wszystko i wszystkich, Boga, życie, przeznaczenie, matkę, a nawet samą siebie za to, że w ogóle żyje, ale czy powinnam? Później, kiedy leżałam już na łóżku w domu chłopaków po tym jak Niall wyszedł, zastanawiałam się kogo tak na prawdę powinnam za to winić, ale odpowiedź przyszła do mnie dopiero, gdy Harry opowiedział mi swoją historię.
To nie jest wina życia, Boga ani mnie. Za to jak żyjemy, jak kierujemy swoją drogą życiową odpowiadamy MY. Nikt nie ma na sobie sznurków jak kukiełka w teatrze. Jesteśmy wolnymi ludźmi i to my decydujemy o tym jak żyjemy. Czy to wina małego dziecka, że matka zostawiła je na śmietniku zaraz po porodzie? Czy to wina człowieka, który jeździ na wózku, że nie ma nogi, bo został potrącony przez pijanego kierowcę na pasach? NIE! To wina tych drugich. To wina nas samych. To wina matki, bo nie ma w sobie tylu uczuć i  miłości, by móc obdarzyć nią małą istotkę, którą urodziła, to wina kierowcy, bo wsiadł po alkoholu za kierownicę. Za każdym razem to my sami odpowiadamy za to jak żyjemy. Może się zdarzyć wypadek, nieodpowiednie miejsce i czas. Ale to my o tym decydujemy. 
Tak jest i w moim przypadku. To nie jest wina moja, życia ani Boga, że mój ojciec to pozbawiony uczuć tyrań, który chce zabić swoją córkę, to jest jedynie jego wina. To on za każdym razem podnosi na mnie rękę, ja nic mu nie zrobiłam. Tak samo z Harrym i jego rodziną. To nie jest wina jego rodziny, że ich tutaj nie ma, to wina kierowcy, który wjechał w ich samochód, w tym przypadku to tamten kierowca tak pokierował swoim życiem, że pozbawił go innych ludzi. 

- Nad czym tak myślisz? - usłyszałam głos Harry'ego
- Nad życiem - spojrzałam na niego 
- Wybrałaś obszerny temat - zaśmiał się i wziął do ust kolejną łyżeczkę swojego ciasta
- Może trochę, tak jakoś wzięło mnie na rozmyślania - spuściłam głowę w dół, bo poczułam się lekko zawstydzona, teraz uzna mnie za wariatkę 
- To naturalna rzecz, też czasami muszę zamknąć się w swoich myślach - uśmiechnął się do mnie - chcesz spróbować? - zapytał podając mi kawałek ciasta na łyżeczce
- Pod warunkiem, że ty spróbujesz mojego - również się uśmiechnęłam
- Masz to jak w banku

- Wiem, że pewnie powiem to już któryś raz, ale dziękuje ci, że zabrałeś mnie w to magiczne miejsce i opowiedziałeś swoją historię, wiem, że na pewno nie było ci łatwo - odezwałam się, kiedy szliśmy już do domu
- Czasami dobrze jest się komuś wygadać - powiedział i spojrzał na mnie - Trzymanie w sobie swoich tajemnic może spowodować, że kiedyś pod ich naporem się załamiesz i nie będzie można już się z nimi uporać. Każdy z nas ma swoje lęki i demony jak to niektórzy mówią, ale nie ma nic złego w dzieleniu się nimi z kimś innym, po to jest nas tyle na świecie, aby się wspierać, znaleźć swoją bratnią duszę i móc razem dźwigać życie - skończył, ale nie patrzył na mnie
Czułam się dziwnie przez jego słowa, miałam wrażenie, że kierował je bezpośrednio do mnie, ale niby skąd miałby coś wiedzieć? 
- Pięknie powiedziane, mam kolejny powód by ci podziękować, dzisiaj wiele mądrych rzeczy mi powiedziałeś
- Do usług - zaśmiał się i ukłonił - Cholera! - krzyknął, kiedy spojrzał na zegarek - Chłopaki zaraz będą w domu - zaczęliśmy biec - Jak zobaczą, że nas nie ma, pomyślą, że pewnie cię zabiłem i własnie zakopuje
- Że co?! - zatrzymałam się i zaczęłam się śmiać, po chwili chłopak dołączył do mnie - Dlaczego mieliby tak pomyśleć
-  Nie wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? Może nadejdzie taki dzień, że ci powiem - uśmiechnął się szeroko i puścił mi oczko - A teraz chodź, bo na prawdę zadzwonią bo wojsko - zaczął biec, a ja śmiejąc się dołączyłam do niego.



---------------------------------------------------------------------
Wiem! Nic się w nim nie dzieje, ale i takie rozdziały mają być. Nie może być tak, że w jednym się poznają, a w drugim już ze sobą chodzą i się całują, tak więc spokojnie. Akcja rozwija się powoli. Mam nadzieję, że ten jakże krótki rozdział, bo długiej przerwie wam się spodoba. Nie wiem kiedy kolejny, postaram się napisać coś w weekend, ale na chwilę obecną mam pustkę w głowie i nie wiem co ma się dalej wydarzyć, więc JEŚLI MACIE JAKIEŚ POMYSŁY CO DO DALSZEJ HISTORII TO BĘDĘ BARDZO WDZIĘCZNA JEŚLI NAPISZECIE MI JE W KOMENTARZU, kto wie, może coś mnie zainspiruje i wykorzystam? W końcu to opowiadanie jest dla was i dzięki wam :) 
Przepraszam za błędy 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ