poniedziałek, 27 stycznia 2014

Rozdział 15

„Nadzieja bierze mnie w ramiona i trzyma w swoich objęciach, ociera mi łzy i mówi, że dziś, jutro, za dwa dni wszystko będzie dobrze, a ja jestem na tyle szalona, że ośmielam się w to wierzyć.” 
- Tahereh Mafi "Dotyk Julii"

* HARRY *

W drodze do szpitala przez moją głowę przelatywały rozmaite myśli i pytania bez odpowiedzi. Najwięcej  nich dotyczyło dziewczyny, która leżała na tylnim siedzeniu z głową na kolanach Nialla. Z jej ust co chwila wydobywał się odgłos cierpienia.
 Kiedy dojechaliśmy pod budynek szpitala, wyskoczyliśmy z auta i otworzyliśmy tylnie drzwi. Louis wziął cierpiącą dziewczynę na ręce i szybkim krokiem skierował się do środka na izbę przyjęć. 
- Pomocy! Potrzebuje lekarza! - usłyszałem krzyk Lou, a po chwili obok nas znalazła się pielęgniarka 
- Co się stało? - zapytała kobieta
- Została potrącona - odpowiedziałem i spojrzałem na dziewczynę leżącą na rękach Lou, która powoli odpływała w krainę ciemności
- Proszę szybko za mną! Rebeka zawołaj lekarza! 
Szliśmy szybkim krokiem za pielęgniarką, by po chwili znaleźć się w dużej sali. 
- Proszę ją położyć - Louis położył nieprzytomną już blondynkę na łóżku
- Ja się nią zajmę, proszę wszystkich państwa o wyjście - usłyszeliśmy głos mężczyzny. Lekarz podszedł co łóżka, a my zostaliśmy wywaleni za drzwi. 
- Potrzebuję od państwa kilka informacji, proszę za mną - powiedziała pielęgniarka
- Jak się nazywa dziewczyna, którą przywieźliście? Bo zapewne nie macie jej legitymacji ani dowodu - padło pierwsze pytanie z ust kobiety, kiedy staliśmy oparci o blat na recepcji
- Demi Lovato - odpowiedział Niall, kobieta zanotowała informacje na kartce po czym znów zaczęła nas o wszystko pytać.
*****

- Czyli co, idziemy? - zapytałem chłopaków, kiedy skończyliśmy udzielać "wywiadu"
- Żartujesz sobie?! - krzyknął Niall - Chcesz tak po prostu stąd wyjść?! Zostawić ją samą?
- Nie będzie sama, przecież jest tu mnóstwo innych chorych, przyjdą zapewne jej przyjaciele i rodzice, po co my tutaj? - odpowiedziałem i zacząłem kierować się w stronę wyjścia
- A chociażby po to, że ty też jesteś winny jej wypadkowi!
- Że co?!
- Gdybyś nie zagadywał Louisa i nie wydurniał się jak ostatni idiota na przednim siedzeniu to Lou by ją zauważył i jej nie potrącił!!
- To w cale nie jest nasza wina! To ona jest tak zapatrzoną w sobie snobką, że nie patrzyła gdzie lezie i weszła pod koła!! Kto mądry chodzi po ciemku w nocy niedaleko autostrady?!
- Jesteś świnią Harry, nie ma w tobie ani grama współczucia!!  
- Wiesz co, może i jestem świnią,ale mnie się to podoba,a w przeciwieństwie do ciebie nie jestem naiwnym gówniarzem, który wierzy we wszystko co mu się powie!!!
- Dość!! - krzyknął Louis i wszedł pomiędzy nas - Jesteście w szpitalu, ogarnijcie się trochę!!
Niall usiadł na jednym z krzesełek, a ja odszedłem na bok i zacząłem głęboko oddychać by się uspokoić, przeczesałem włosy palcami jak to było w moim zwyczaju i odwróciłem się z powrotem do kumpli. 
- Niall ma rację Harry, to my ją potrąciliśmy i to jest również nasza wina, powinniśmy chociażby w wyniku dobrych manier dowiedzieć się czy wszystko z nią w porządku - zwrócił się do mnie Louis, a ja miałem ochotę go zabić - Ale nie możemy tutaj zostać Niall, jest już po 2 w nocy, wszyscy jesteśmy zmęczeni, a oni zapewne nic ci nie powiedzą, wrócimy tu jutro, kiedy będziemy spokojniejsi
- Chyba wy - prychnąłem cicho pod nosem, ale blondyn to usłyszał
- A żebyś wiedział, że ja tu wrócę bezduszna kreaturo - powiedział do mnie Niall i wyszedł ze szpitala.
Przewróciłem oczami i poszedłem do auta..

- Niall ma rację Harry - zwrócił się do mnie Louis, kiedy wchodziliśmy do domu - Mógłbyś okazać odrobinę współczucia - odłożył kluczyki na blat i zaczął wchodzić po schodach - Dobranoc - i zniknął za drzwiami swojego pokoju.
Wszedłem do łazienki i jedyne o czym myślałem, to orzeźwiający prysznic. Nie obchodziło mnie to, że jest już późno, a  za chwilę będzie pora iść do szkoły.
Wszedłem pod zimny strumień wody i zamknąłem oczy. Od razu pojawił mi się obraz nieprzytomnej dziewczyny na rękach Louisa, przypomniały mi się jej bolesne jęki z samochodu i to jak wyglądała, kiedy się z nią zderzyliśmy
- Jesteś świnią Harry!!;  - (...) bezduszna kreaturo ;- Niall ma rację Harry
Słowa Nialla i Louisa zalewały mój umysł jak woda, kiedy się człowiek topi, nie potrafiłem się ich pozbyć, byłem w pułapce swoich myśli i wspomnień. Były jak bumerang, kiedy starałem się ich pozbyć, one wracały ze zdwojoną siłą. 
Oparłem się o zimne kafelki i ponownie zamknąłem oczy, ale szybko je otworzyłem. Ukazał mi się obraz wściekłego Nialla - Jesteś świnią Harry!! 
Jeszcze go takiego nie widziałem, takiego wściekłego. Niallowi bardzo zależy na tej dziewczynie, pytanie tylko - Dlaczego?
Chociaż to pytanie również może tyczyć się mnie. Dlaczego tak wrogo jestem do niej nastawiony? Dlaczego jej nie lubię? Przecież wiele razy mi pomogła, nie zachowuje się jak inni i sam zauważyłem, że nie zachowuje się jak oni. Może mój umysł działał stereotypowo? Może już na samym początku jej imię włożyłem do szufladki z nazwą: Zapatrzone w siebie snoby, nie mieć z nimi nic wspólnego. 
Może on ma rację, może oni wszyscy mają rację. Jestem świnią i bezduszną kreaturą. 
Wyszedłem spod prysznica, który chyba pogorszył mój stan zamiast polepszyć, ubrałem się w swoje spodnie od piżamy i spojrzałem w lustro. - bezduszna kreaturo
Na prawdę taki jestem? Jestem aż taki zły? Przez tą przeklętą dziewuchę stracę przyjaciół. Jedna dziewczyna, a potrafi zepsuć całe twoje dotychczasowe życie. Nie wiedziałem co myśleć, miałem w głowie mętlik. To się dzieje naprawdę? Czuję się jak bohater jakiegoś beznadziejnego filmu. Może ja rzeczywiście się mylę? Może ona nie jest taka za jaką ją uważam? Może powinienem sam sprawdzić jaka jest, a nie z góry wydawać na nią wyrok. Czy w tej sytuacji w jakiej się znalazłem nie zachowuję się tak jak ta banda lalusiów ze szkoły? Żaden z nich nie zna nas na prawdę, nie wiedzą jacy jesteśmy, wydali już na nas wyrok, zaszufladkowali nas tylko po tym, że nie mamy rodziców ani pieniędzy. Żaden z nich nie próbował nas nawet odrobinę poznać. Czy ja jestem taki jak oni?  Patrzyłem na swoje odbicie w lustrze, patrzyłem prosto w swoje oczy, ale nie potrafiłem nic z nich wyczytać...

Zszedłem zaspany, w spodniach od piżamy na dół, gdzie panował istny harmider.
- A ty jeszcze nie ubrany?! Harry, pospiesz się, bo się spóźnimy do szkoły! - krzyknął Liam, kiedy mnie dostrzegł jak wtaczam się do kuchni
- Nigdzie nie idę!! Muszę ją odwiedzić, zobaczyć czy wszystko w porządku - spostrzegłem blondyna, który energicznie gestykulował, a na twarzy miał determinację
- Pójdziesz do niej po szkole, zawiozę cię tam, ale teraz masz iść do szkoły - powiedział spokojnym głosem Louis, a blondyn spojrzał na niego wściekły, ale nic się nie odezwał. Przyjął słowa Louisa do wiadomości i nawet jeśli nie chciał się z nimi zgodzić to nie miał innego wyjścia. Zgodnie z wyrokiem sądu, to Louis jest prawnym opiekunek Nialla
- A ty? - spytał mnie pasiasty i położył mi dłoń na ramieniu
- Źle się czuję - odpowiedziałem i podparłem głowę na ręce
- To osoby pozbawione uczuć, potrafią źle się czuć? - usłyszałem pełen jadu głos Nialla
- Przestań Niall! My idziemy szkoły, a ty jak się źle czujesz to zostań, brygada do auta!- rozległ się krzyk Lou, a po chwili w domu panowała kompleta cisza.
Jedna noc, jedna dziewczyna, a moja przyjaźń, która jest od zawsze stanęła pod znakiem zapytania.  Przez cały czas w głowie miałem słowa Nialla, które do mnie wypowiedział. Nie chciałem stracić przyjaciela i brata zarazem.
Jedząc kanapkę, nie potrafiłem wyzbyć się dziwnego uczucia, które zawitało do mojego wnętrza i umysłu i nie chciało odpuścić. Cokolwiek nie robiłem cały czas je czułem, dopiero po pewnym czasie odkryłem co to jest - sumienie. A konkretnie wyrzuty sumienia. Nie potrafiłem się ich pozbyć, cokolwiek nie robiłem wracały do mnie wydarzenia sprzed kilku godzin. Kiedy siedziałem w swoim pokoju, moja furia beznadziejności i  bezsilności osiągnęła maksimum, Musiałem coś z tym zrobić. Musiałem działać wbrew sobie, bo inaczej wyrzuty sumienia zjedzą mnie żywcem. 
Wbiegłem na górę, szybko się ubrałem i wybiegłem z domu.  Louis zabrał kluczyki, więc musiałem inaczej dostać się do celu mojej podróży. 


* DEMI *

Całe moje ciało przeszywał ból, wołało o pomoc. Moje powieki były ciężkie, ale musiałam je otworzyć, bo za każdym razem, kiedy je zamykałam pojawiał się obraz tego świra. Kiedy w końcu udało mi się otworzyć oczy, spostrzegłam, że jestem w dziwnym miejscu. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że jest to szpitalna sala. 
- Witaj - usłyszałam czyiś głos, a po chwili moim oczom ukazał się lekarz 
- Dzień dobry - odpowiedziałam cicho
- Wiesz jak się nazywasz moje dziecko?
- Demi, Demi Lovato
- Bardzo dobrze - na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech
- Jestem doktor Brian Sparks, znajdujesz się w szpitalu jak zapewne udało ci się dostrzec. Wczoraj miałaś wypadek, ale poza złamanymi żebrami nic ci nie jest. Poleżysz u nas kilka dni, a później wrócisz do domu - powiedział, a mnie na słowo dom przeszedł dreszcz - Przekazałem ci najważniejsze informacje, później jeszcze do ciebie wrócę by zadać ci kilka pytań, bo z tego co wiem za chwilę ktoś cię odwiedzi - zwrócił się do mnie, kiedy trzymał dłoń na klamce, a po chwili wyszedł.
Położyłam z powrotem głowę na poduszce. Zamknęłam oczy i pozwoliłam, by kilka zgromadzonych łez wydostało się na zewnątrz. Zacisnęłam mocno oczy, by pozbyć się tego okropnego obrazy, który co chwila pojawiał się przed moimi oczami. Czułam jego ręce na swoim ciele i oddech tuż przy mojej skórze.
Czułam się jakby ktoś niewidzialnym nożem zrobił mi cięcia na psychice, nigdy się ich nie pozbędę, zawsze będą ze mną i będą przypominały mi o tym, że nikomu na tym świecie na mnie nie zależy, a zwłaszcza rodzicom.
Wydarzenia sprzed kilku lub kilkunastu godzin pamiętam jakby wydarzyły się zaledwie kilka minut temu. Pamiętam ucieczkę z domu i zderzenie z autem. Pamiętam też Nialla, lecz później obraz rzeczywistości robi się coraz słabszy, aż w końcu zanika. Przyrzekam sobie, że nikt nie dowie się o tym co wydarzyło się zanim uciekłam z domu, to będzie moja, tylko moja tajemnica, schowam ją w najdalszych zakamarkach mojego wnętrza. Będę wewnętrznie cierpień, ale nikomu tego nie powiem.
Bolało mnie wszystko, a zwłaszcza głowa i pęknięte żebra, głównie z ich powodu nie mogłam się przewrócić na bok i ułożyć w mojej ulubionej pozycji. Musiałam leżeć na plecach i nie miałam na to wpływu. Musiałam się z tym pogodzić. Zamknęłam po raz kolejny oczy i znów pozwoliłam, by łzy oczyściły moje oczy. Otworzyłam je dopiero, gdy usłyszałam:
- Cześć

...........................................................................................................................................................
Hej! Oto nowy rozdział, mam nadzieję, że się wam podoba. Następny..... sama nie wiem kiedy. Jak go napiszę to dodam, postaram się jak najszybciej :)
CZYTASZ - KOMENTUJESZ

środa, 22 stycznia 2014

Rozdział 14

" Niszczenie jest znacznie łatwiejsze od tworzenia"

                                                                                         - Suzanne Collins "Igrzyska Śmierci"

* DEMI, - PO WYCIECZCE, DZIEŃ KOLACJI - *

Dzisiaj jest ten dzień. To w dniu dzisiejszym rodzice sprzedają mnie jak krowę hodowlaną lub małego bezbronnego szczeniaka. Nie obchodzi ich to, że jestem kobietą i już na tyle
dorosłą i dojrzałą, że mogę kierować sama swoim życiem, oni - a zwłaszcza ojciec - widzą we mnie tylko kogoś dzięki komu zarabia się kasę i to wszystko. Ja nie mogę nic zrobić, dopóki mieszkam z nimi pod jednym dachem mam się ich słuchać i pod żadnym pozorem nie sprzeciwiać. I muszę w końcu się do tego przyznać - boję się swojego ojca, jestem bita i zastraszana. Nie potrafię się sprzeciwić, strach przed nim tak głęboko zakorzenił się w moim umyśle, ciele i krwioobiegu, że chyba nigdy nie będę w stanie mu się przeciwstawić. Taki widocznie mój los, jako zakładnik we własnym domu z masą siniaków na własnym ciele i całkowicie zranioną psychiką.... Ludzie niczego nie widzą, ale nie ma się czemu dziwić, tak umiejętnie opanowałam ukrywanie własnych emocji, że sama czasami nie wiem, czy śmiać się czy płakać.
Wyszłam z garderoby z wieszakiem, na którym wisiała sukienka. Dzisiejszą również wybrał mój ojciec, ale dzisiaj nie mam co do niej zastrzeżeń, bo również mi się podoba.
Założyłam ją i buty po czym stanęłam przed lustrem przyglądając się swojemu odbiciu. Najchętniej zeszłabym na dół nie umalowana i w dresie, bo tylko na taki strój mam w dniu dzisiejszym ochotę, ale nie mogę, wolę nawet nie myśleć co by się działo, gdybym tak właśnie postąpiła. O tym co wydarzy się w dniu dzisiejszym wiem tylko ja i moi rodzice oczywiście. Niallowi nie powiedziałam całej prawdy, kiedy chciał się dzisiaj spotkać odpowiedziałam zgodnie z połową prawdy, że mam ważną kolację na której muszę być, to wszystko. Głupio się czuję wiedząc, że okłamuję i ukrywam prawdę przed jedynym moim przyjacielem, ale robię to dla naszego wspólnego dobra, mam nadzieję, że jak kiedyś to wyjdzie na jaw to mi wybaczy.
Kiedy byłam już gotowa, wyszłam ze swojej sypialni i z duszą na ramieniu zaczęłam schodzić po schodach. Za kilkanaście lub kilkadziesiąt minut o moim losie zdecyduje dwóch facetów. Jeden rządny pieniędzy, a drugi? Napalony? Chyba tak, to jest właściwe określenie tego faceta. Dlaczego? No, bo chyba sam widok jak ślini się na twój widok facet po 60 określa go jako zboczeńca, napalonego zboczeńca.
Przywołałam na twarz wymuszony uśmiech i podeszłam się przywitać jak na grzeczną córkę przystało. Po
(Podczas kolacji te kwiatki na środku były prawie niewidoczne.)
tym mało interesującym przywitaniu wszyscy przeszliśmy do jadalni.
Nasze miejsca były podpisane - jak podczas nie wiadomo jak ważnej kolacji, chociaż w sumie ta też jest ważna, mają się na niej rozstrzygnąć moje losy - Nasz gość zajął miejsce na przeciwko mojego ojca, ja miałam przydzielone miejsce obok tego jakże ważnego gościa, a obok mojego ojca tradycyjnie miejsce zajęła moja matka.
***

Kolacja trwała w najlepsze, a ja siedziałam jak na szpilkach. Nie mogłam jeść ani spokojnie siedzieć, ale chyba nikt by tego nie potrafił, kiedy wie, że to co zdecyduje dwójka facetów będzie miało wpływ na twój dalszy los. W pewnym momencie, kiedy oboje zaczęli schodzić na temat podpisania tej jakże ważnej umowy, zadzwonił telefon służbowy mojego ojca.
Wstał od stołu wcześniej niesczerze przepraszając i wyszedł do swojego gabinetu, po nie dalej jak 2 minutach przyszła nasza druga gosposia i powiedziała, że ojciec pilnie potrzebuje mojej matki. Takim oto sposobem zostałam sama przy stole ze zboczeńcem, który aż miał obłęd w oczach, kiedy na mnie patrzył. Czułam jak w moim żołądku i wnętrzu wszystko się przewraca i kotłuje, bałam się tego co nastąpi za kilkanaście minut, tego co się wydarzy potem i czy jutro obudzę się w swoim pokoju. W mojej głowie kotłowało się z tysiąc myśli, których nie mogłam okiełznać. 
Chciałam zebrać myśli i logicznie podejść do sytuacji w jakiej się znalazłam, czyli tego, jaki będzie mój los i tego, że siedzę sama obok napalonego na mnie faceta, ale nie było to łatwe. Chciałam odejść jak najszybciej od stołu i zniknąć, najlepiej by było pojawić się po wszystkim, ale nie mogę tego zrobić. Ojciec zabronił mi wychodzenia podczas kolacji i wstawania od stołu, jeśli to zrobię będę musiała liczyć się z konsewencjami swoich czynów. Przełknęłam gulę, która utworzyła się w moim gardle i starałam się opanować, chciałam zmienić bieg moich myśli na inny tor. Kiedy mój oddech już prawie wrócił do normy stało się to, czego się obawiałam. Ręka faceta spoczęła na moim odsłoniętym udzie, jakby tego było mało, jego dłoń zaczęła wędrówkę w górę. Miałam na sobie sukienkę, więc dojście do celu miał łatwe. Mój oddech stał się płytki i nie równy. Zaczęłam szybciej oddychać, a serce przyspieszyło z pompowaniem krwi. Bałam się, sparaliżowało mnie i kompletnie nie wiedziałam co w tej sytuacji zrobić. Zawsze przy takich typkach byli ze mną rodzice, co prawda nie obchodził ich mój los, ale tacy jak oni się hamowali, a teraz?!
Jego dłoń była coraz bliżej, bałam się, cholernie się bałam co on może mi zrobić. Nerwowo rozglądałam się po jadalni i nasłuchiwałam, ale pomocy znikąd. Zamarłam, kiedy poczułam jak blisko jest jego dłoń, musiałam coś zrobić i zapobiec dalszym wydarzeniom.
- Przepraszam na chwilkę – powiedziałam, kiedy jego dłoń była kilka centymetrów od celu.
Wstałam szybko od stołu i wyszłam. Musiałam jak najszybciej znaleźć się w łazience, musiałam ochłonąć, ponieważ strach, adrenalina i panika brały górę nad moimi wszelkimi emocjami. Skierowałam się do jednej z łazienek na dole, skręciłam w jeden z mniejszych korytarzyków i już miałam łapać za klamkę, kiedy poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę, odwraca w swoją stronę i z całej siły pcha na ścianę. Kiedy otworzyłam oczy, które zamknęłam z powodu strachu ujrzałam tego przeklętego typka. Na twarzy miał swój chamski i pewny siebie uśmieszek. Złapał moje obie ręce w swoją dużą dłoń, podniósł nad moją głowę i przyparł do ściany.
- Nie lubię, kiedy ktoś przerywa mi zabawę, kochanie – powiedział, kiedy jego druga, wolna ręka zaczęła „spacer” po mojej krótkiej sukience.
- Proszę mnie puścić!! – krzyknęłam i chciałam jakimś sposobem się uwolnić, ale był zbyt silny.
- Nikt cię nie usłyszy skarbie – zaśmiał się i przyparł do mnie całym ciałem, po czym pocałował, a ja miałam ochotę zwymiotować, kiedy poczułam jego usta na swoich i ten przeklęty zapach papierosów zmieszany z alkoholem. Swoją dłoń wsunął pod moją sukienkę, a ja poczułam jak łzy zaczynają spływać po moich policzkach.
- Pomocy!!!!!!! – krzyknęłam dławiąc się płaczem, ale zaraz tego pożałowałam, ponieważ dostałam od niego w twarz
- Krzykniesz jeszcze raz, a będzie bolało dużo bardziej! – powiedział i zaczął rozpinać mi sukienkę. Po chwili czułam jak zaczyna całować mnie po szyji i schodzić z pocałunkami coraz niżej. Zaczęłam się szarpać i wyrywać, ale miał tak dużo siły, że mało co mogłam zdziałać. Czułam jak moje ciało pomału się poddaje z powodu nieustannej walki, która i tak nic nie daje, z moich oczu leciały łzy, czułam obezwładniający mnie strach, paraliż i panikę. Byłam bliska omdlenia.
Jego dłoń wędrowała pod moją rozpięta już sukienką, a ja nie wiedziałam co zrobić.
Z powodu licznych prób wyrwania się moja sukienka była poszarpana, a z powodu krzyków na moim ciele było kilka siniaków i ran. Bałam się, bardzo się bałam. Ale w pewnym momencie, kiedy miałam się już poddać, odnalazłam w sobie resztki sił i mocy. Znów zaczęłam się wyrywać, gryzłam go, szarpałam się i kopałam, aż w pewnym momencie mojej walki z całej siły kopnęłam go w krocze. Facet natychmiastowo mnie puścił i się skulił, a ja miałam szansę na ucieczkę. Minęłam go ignorując wszelkie przekleństwa wydostające się z jego paskudnych ust i zaczęłam jak najszybciej biec w stronę wyjścia. Nie mojego pokoju, o nie. Wyjścia, drzwi wyjściowych. Musiałam się stamtąd wyrwać, musiałam w końcu się od tego uwolnić, nie wrócę tam, nigdy! Mam już tego dosyć, muszę w końcu coś z tym zrobić! Płacząc, w poszarpanej sukience,  która nie wiem czy ją w ogóle jeszcze przypominała wybiegłam z domu i biegłam przed siebie. Nie wiedziałam kompletnie gdzie, oby jak najdalej od tego przeklętego domu, zboczeńca i rodziców, których nigdy nie miałam.
Kiedy opadałam już z sił, stanęłam. Nie wiem, gdzie właśnie jestem. Jest ciemno i zimno. Dreszcz przeszedł całe moje ciało. Zaczęłam znowu płakać. Nie wiem gdzie jestem i nie wiem nawet, gdzie zwrócić się o pomoc. W pewnym momencie odwróciłam się i ujrzałam rażące światło. Usłyszałam głośny dźwięk klaksonu, a po chwili rozpędzony samochód minął mnie dosłownie o kilka centymetrów. Czułam po raz kolejny paraliżujący strach.  Ale to był dopiero początek mojej tragedii…

 *HARRY *

Jechaliśmy z chłopakami z pizzeri całodobowej i śpiewaliśmy na całe głosy przy włączonej muzyce w radiu. To był jeden z tych dni, kiedy mogliśmy się wyluzować i niczym nie przejmować. W pewnym momencie Louis gwałtownie skręcił w bok, w wyniku czego ja – mądry człowiek bez pasów – uderzyłem o szybę przez którą widziałem dziewczynę, którą Louis o mało nie przejechał. Uderzył ją tylko lusterkiem, ale musiało to być mocne uderzenie, bo dziewczyna przewróciła się. Lou dał gwałtownie po hamulcach, a cała
nasza trójka ucichła.
- Czyś ty oszalała dziewczyno? – krzyknął Lou, który wysiadł szybko z samochodu zobaczyć co z dziewczyną, w jego ślady poszedłem ja i Niall.
Nie mogliśmy dokładnie zobaczyć jak wygląda, bo była do nas odwrócona.
- Przepraszam – usłyszeliśmy cichy szept, a po chwili blondynka odwróciła się w naszą stronę, a mnie zamurowało.
- Demi!!!!!!!! – usłyszeliśmy krzyk Horana i blondyn natychmiast znalazł się przy dziewczynie. Mnie wmurowało w asfalt, więc tylko stałem i patrzyłem.
- Co ci się stało?!
- Niall, ja…. – powiedziała cicho, rozpłakała się i wtuliła z Horana. Niall razem z Louis pomagali jej wstać i dopiero wtedy można było dostrzec w jakim stanie jest dziewczyna. Sukienkę miała całą brudną i porozdzieraną, a na twarzy i ciele pełno ran. Nie musiałem być lekarzem żeby stwierdzić, że coś się stało i to coś poważnego. Po raz pierwszy widziałem ją w takim stanie, nie mogłem uwierzyć w wydarzenia rozgrywające się na moich oczach. Nie wiedziałem co myśleć ani robić. Z jednej strony wsiadł bym do samochodu i odjechał z piskiem opon, w ogóle nie pomagając tej bogaczce, ale z drugiej strony coś mówiło mi, że ona na prawdę potrzebuje pomocy, w końcu to człowiek jak każdy inny i jeśli nie my, to nikt jej nie pomoże.
- Aua!! – krzyknęła, kiedy próbowała się wyprostować – Boli!
- Jedziemy do szpitala! – krzyknąłem nie patrząc na zszokowane miny przyjaciół, w sumie sam byłem w szoku, że w ogóle te słowa opuściły moje usta, ale było już za późno, musiałem dokończyć to co zacząłem – Louis za kierownicę, ja pomogę Niallowi i Demi – wow, po raz pierwszy chyba użyłem jej imienia, cóż za zmiana!
Louis zgodnie z moim poleceniem zasiadł na miejscu kierowcy, a ja podszedłem do dziewczyny i Horana.
- Otwórz drzwi – poleciłem Niallowi
- Ale…
- Nie ma żadnego ale Niall!! – krzyknąłem, a Horan znalazł się natychmiast przy tylnich drzwiach.  Podszedłem do Demi i spojrzałem w jej zapłakane oczy, w których widać było strach i ból.
- Wezmę cię na ręce – powiedziałem cicho, na co dziewczyna tylko lekko skinęła głową. Wziąłem ją na ręce, zaniosłem do samochodu i położyłem z tyłu.
- Kierunek szpital – powiedziałem i zatrzasnąłem drzwiczki. Zawieziemy ją do szpitala, damy na izbę przyjęć, a potem jak gdyby nigdy nic, zostawimy i wrócimy do domu. Spłacę swój dług za pomoc w szkole i będę miał ją z głowy. Poza tym ona nas nie potrzebuje, ma wystarczająco dużo pieniędzy by się nią jak najlepiej zajęli. 


.............................................................................................................................................................

 Hejo!! Jak tam, podoba wam się rozdział? Jest to bardzo ważny rozdział, ponieważ to co się w nim wydarzyło, ma kluczową rolę w dalszej części. Mam nadzieję, że są emocje w nim zawarte, starałam się, ale nie wiem czy mi wyszło. 
Co mogę dodać? Mam nadzieję, że wam się podobało i jesteście zadowoleni. Mam do was pytanko: 
Chciałabym się spytać, dlaczego czytanie w ogóle to opowiadanie i ogólnie, moje opowiadania? Jestem ciekawa. Jak możecie, to napiszcie w komentarzu. Będę wdzięczna. Kolejny rozdział gdzieś tak w okolicach piątku lub soboty.
Dziękuje wam za wszystkie komentarze, to wiele dla mnie znaczy, na prawdę OGROMNIE DZIĘKUJE.
Za wszelkie błędy przepraszam
CZYTASZ = KOMENTUJES

Pozdrawiam was wszystkich serdecznie i przesyłam ciepłe uściski, bo na dworze strasznie zimno :) Dziekuje

niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział 13

            " Dobry przyjaciel widzi pierwszą łzę, łapie drugą i powstrzymuje trzecią."

* DEMI, CZWARTEK - DZIEŃ WYCIECZKI *

Od ostatniego spotkania z Niallem, czyli tego, kiedy dałam mu pieniądze w kopercie nie miałam z nim kontaktu. Nie widziałam jego ani jego przyjaciół w szkole mimo tego, że w niej byli. Bałam się, że nie przyjęli mojego prezentu i nie zjawią się dzisiaj na zbiórce. W głowie pojawiały mi się myśli, że może poczuli się urażeni  albo źli z powodu prezentu, ale ja nie chciałam źle, ja po prostu chciałam im pomóc. 
- Proszę wsiadajcie i zajmujcie swoje miejsca. Każdy może wsiadać gdzie chce, dlatego im szybciej zajmiecie swoje miejsca tym lepiej. - usłyszałam głos jednej z naszych opiekunek i znów zaczęłam rozglądać się z poszukiwania blondyna. Miałam wielką nadzieję, że podczas jazdy to z nim będę siedzieć i to on dotrzyma mi towarzystwa po tym czego się dowiedziałam od rodziców. Musiałam choć na chwilę oderwać swoje myśli od tej wiadomości, a byłam bardziej niż pewna, że przy Niallu to się na pewno stanie. 
- Brakuje nam tylko jeszcze 8 osób. Poczekamy jeszcze 15 minut i odjeżdżamy. - rozejrzałam się jeszcze raz, ale po blondynie nie było ani śladu. Weszłam więc do autokaru i zajęłam miejsce bardziej na tyle, ale nie na samym końcu, bo wiedziałam, że jeśli usiadłabym tam to nie miałabym zbytnio spokoju. 
- Demi!! Słońce ty moje, dawno nie rozmawiałyśmy, co tam u ciebie? - Samantha, jedna z cheerleaderek w naszej szkole dosiadła się do mnie, a ja miałam najszczerszą ochotę zrzucić ją z tego siedzenia. Potrzebowałam pozostać sam na sam - ewentualnie z Niallem - ze swoimi myślami, a przy niej było to niemożliwe.
- Wszystko rewelacyjnie, a u ciebie? - i zaraz pożałowałam swojego pytania. Samantha zaczęła cały wykład na temat tego ile ostatnio kupiła, a ja jak na dobrą koleżankę przystało słuchałam tego wszystkiego.
- Z 5 minut odjeżdżamy - pani Robertson, jedna z naszych opiekunek, weszła do autokaru i zaczęła nas liczyć
- Siedzisz sama? Jak to możliwe? - spytała Samantha z oburzeniem w głosie
- Wiesz, sama się temu dziwie, ale osoba z którą miałam siedzieć jeszcze nie dotarła
- Co za tupet! Żeby kazać ci siedzieć samej i czekać, lepiej weź tego kogoś olej i choć do nas - pokazała mi głową na tył
- Jasne, przyjdę jak będę się nudzić
- Czekamy - uśmiechnęła się i poszła.
Odetchnęłam z ulgą i odwróciłam głowę w stronę okna. Po szybie zaczęły spływać małe kropelki deszczu, co znaczyło, że zaczęło padać. Może dla innych było to dziwne, że najpopularniejsza dziewczyna w szkole siedzi sama, ale mnie to odpowiadało. Wreszcie miałam czas - 6 godzin drogi - by się zrelaksować i pomyśleć. 
- Przepraszamy za spóźnienie - usłyszałam i spojrzałam w stronę z której dobiegał głos. 
Na małych schodkach, którymi wchodzi się do środka stał Niall i dwójka jego przyjaciół.
- Dobrze, że dotarliście, mam rozumieć, że reszta jest w drugim autokarze? - spytała ich pani Robertson
- Tak
- Dobrze, wejdźcie i usiądźcie
Patrzyłam na Nialla i niemo wzywałam go by ze mną usiadł. Jego koledzy widać było, że byli spięci, ale chyba tylko ja to zauważyłam. Usiedli oboje jakieś 2 pary krzeseł przede mną w rzędzie obok. Blondyn jednak ku mojemu miłemu zaskoczeniu szedł dalej, aż nareszcie usiadł obok mnie.
- Cześć - uśmiechnął się, a mnie od razu polepszył się humor
- Jesteś - odpowiedziałam mu uśmiechem i przytuliłam go
- Tak jestem i to tylko dzięki tobie - odpowiedział i potrząsnął głową
- Jesteś mokry! - krzyknęłam kiedy poczułam kropelki deszczu na sobie
- To tylko deszcz, nie roztopisz się - zaśmiał się i jeszcze raz potrząsnął głową
- Przestań! - zaśmiałam się
- A co za to dostanę?
- Z co?
- No jak przestanę
- A co chcesz?
- To - wskazał palcem na swój policzek
- Ale przestaniesz?
- Obiecuje - odpowiedział, a ja nachyliłam się i pocałowałam go w policzek.
- Ruszamy, przed nami 6 godzin drogi, dlatego proszę wam o spokój i wytrwałość - powiedziała nauczycielka
- Gotowa? - spytał Niall
- Zawsze - odpowiedziałam i wyjęłam z mojej torby iPoda, podałam jedną słuchawkę Niallowi i włączyłam muzykę. Tak oto zaczęła się nasza wycieczka...


* HARRY *

- Nie lubię jej - powiedziałem do Zayna i odwróciłem się by na niego spojrzeć. Miałem dość widoku jak Horan świetnie bawi się w towarzystwie tej oszustki.
- To żadna nowość, ale w sumie dlaczego? Ja ją nawet trochę polubiłem, bo dzięki niej tutaj jesteśmy
- Ale ja nie, nigdy jej nie polubię, spójrz tylko na nią. Markowe ciuchy, iPod, te pieniądze, ona co chwila chwali się kasą i tym jaka jest bogata
- Nie przesadzasz?
- Nie!! Zobaczysz, że po tej wycieczce Niall nie będzie taki sam jak wcześniej, on już się zmienił
- On jest szczęśliwy Harry
- A wcześniej nie był?! Mówię ci Zayn ona coś kombinuje, a Niall to pionek w jej grze. 
- Po czym to wnioskujesz?
- Po wszystkim, Zayn czy ja kiedykolwiek się pomyliłem w moich osądach?
- Kilka razy i owszem
- Ale było to coś strasznego?
- No nie
- Więc po prostu mi zaufaj, ta dziewczyna jest fałszywa i ja to widzę, wiem i czuje
- Niech ci będzie.

* DEMI *

Kiedy podróż dobiegła końca i wszyscy wysiedliśmy z autokarów, musieliśmy czekać w holu hotelu, by
porozdzierali nas do pokoi. Pierwszy zakaz brzmiał: ŻADNYCH CHŁOPAKÓW W POKOJACH DZIEWCZYN czyli innymi słowy, dziewczyna musiała dzielić pokój z dziewczyną. Dostałam pokój z niejaką Lizzy, której ja nie znałam, ale grunt, że ona znała mnie. Wziełyśmy kluczyk, nasze rzeczy i poszłyśmy do pokoju. Tam po rozpakowaniu się rzuciłam się na łóżko i moim jedynym marzeniem był sen, ale nie było i to dane, bo ktoś zaczął pukać. Lizzy wyszła, więc musiałam podnieść się z tego mięciutkiego łóżeczka i otworzyć natrętowi. Którym okazał się być Niall.
- Niall, co ty... - nie było mi dane dokończyć, ponieważ blondyn złapał mnie za rękę i bez słowa pociągnął. 
Niall bez słowa prowadził mnie schodami, aż w końcu zatrzymał się przed pewnymi drzwiami.
- Gdzie jesteśmy? - spytałam, a chłopak otworzył drzwi. Okazało się, że naleźliśmy wejście na dach z którego widać było wszystko dookoła, a ponieważ był już wieczór, a w zasadzie noc to widok był jak nie z tej ziemi.
- Przepięknie prawda? - odezwał się blondyn
- Tak - odpowiedziałam i podeszłam do barierki. Byłam mnóstwo razy w wielu krajach w takich hotelach i miejscach, ale nigdy nie widziałam równie wspaniałego widoku. Spojrzałam na blondyna i uśmiechnęłam się do niego. Ten widok był magiczny, ta chwila była magiczna.
- Dziękuje, że mi to pokazałeś - powiedziałam i przytuliłam przyjaciela
- Cieszę się, że ci się podoba - uśmiechnął się - Choć wracamy, bo rano musimy wcześnie wstać, przyjdziemy tu jutro - podał mi swoją dłoń i zeszliśmy na dół. 

.............................................................................................................................................
Hej! To jest ostatni rozdział, kiedy mamy tylko Nialla i Demi, od następnego będzie więcej akcji i więcej HEMI, więc mam nadzieję, że będziecie dalej czytać, bo mogę powiedzieć, że będzie się działo...
Następny może jutro :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Rozdział 12

„Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają jak latać.” 
                                                                                        
                                                                                                                                                          - Antoine de Saint - Exupéry

* DEMI *

 Kiedy wyszłam z biblioteki poszłam zaraz do nauczyciela z którym miałam mieć lekcje i wyjaśniłam, że mam coś ogłosić. Nie miał nic przeciwko, więc zostawiłam torbę i zaczęłam chodzić po klasach. Kiedy weszłam do jednej z sal, w której lekcje miało 2 przyjaciół Nialla i zaczęłam czytać wszystkie szczegóły z kartki jak i również cenę, widziałam jak ich humor i wyraz twarzy się zmienia. Mój cichy głosik w głowie cały czas mówił mi, że muszę coś z tym zrobić. Nie pozwolę, by Niall i reszta jego paczki - pomimo, że ich nie znam - zostali kolejny rok z tych samych klasach, już teraz widzę, że nie jest im łatwo. Mam dług wdzięczności i chcę go spłacić.  Pomogę im, koniec i kropka.
 Po skończonych lekcjach czekałam na blondyna przy moim samochodzie. Trzymałam w ręku rozkład naszej wycieczki i co chwila powracałam myślami do zachowania chłopaka. Nawet nie zauważyłam jak Niall stanął obok mnie.
- Idziemy? - spytał, wyrywając mnie tym samym z zamyślenia
- Jasne - uśmiechnęłam się do niego, lecz on był zbyt przybity by odwzajemnić uśmiech
- Jesteś strasznie cichy - powiedziałam, kiedy jechaliśmy autem
- Jestem po prostu zmęczony
- Niall, nie wciskaj mi takich kitów. Coś ci jest, martwisz się czymś. Ja ci się zwierzyłam, teraz twoja kolej. Przyjaźń nie jest jednostronna, pamiętaj o tym.
- Powiem ci, ale nie teraz - odpowiedział patrząc przed siebie
- Ok 

                                                                             *******

Nigdy nie myślałam, że w tej bibliotece jest tak wiele książek. Wchodziłam tu tylko kiedy musiałam, bo szczerze mówiąc architektura nigdy mnie nie pociągała tak jak mojej matki, więc nie miałam zbytnio po co tu wchodzić. Ale cieszę się, że w dniu dzisiejszym to pomieszczenie okazało się pomocne. 
Po ok. 3 godzinach mozolnego szukania i pisania, Niall miał wszystko czego potrzebował. 
- No to teraz czas ma relaks. Chodź - wzięłam chłopaka za rękę i zaprowadziłam do swojego pokoju - Zaraz wracam - powiedziałam i zbiegłam na dół po gorącą czekoladę.
- No to słucham - podałam blondynowi kubek i usiadłam wygodnie na łóżku obok niego. Oboje siedzieliśmy z nogami wyciągniętymi i opieraliśmy się o stertę poduszek. Było miło i przyjemnie.
- Chodzi o tą wycieczkę - powiedział cicho
- Tego się już domyśliłam, a coś więcej? - w sumie wiedziałam, a raczej domyśliłam się już o co chodzi. Spytałam o to, ponieważ chciałam żeby blondyn sam mi wszystko powiedział
- Nie mamy pieniędzy na to, żeby na nią jechać, a nie chcemy spędzać kolejnego roku w tych samych klasach. Jesteśmy w jakimś zamkniętym kole, z którego nie ma dobrego wyjścia - wypowiadając te słowa, jego wzrok cały czas był skupiony na czekoladzie w kubku, ani razy nie podniósł głowy. Widziałam, że ta sytuacja nie jest dla niego komfortowa, a raczej temat
- A chciałbyś jechać na tę wycieczkę?
- Tak, jeszcze nigdy , nawet jak żyli moi rodzice, nie wyjeżdżaliśmy dalej jak do babci, która mieszkała 10 kilometrów stąd. Bardzo chciałbym zobaczyć coś więcej niż dom, szkoła, ulica i park. Moi rodzice nie mieli pieniędzy na paliwo, więc używaliśmy samochodu bardzo rzadko. Tata z ledwością uzbierał dla mnie na gitarę, wiedział jak bardzo kocham muzykę, dlatego zbierał na nią dla mnie od kiedy się urodziłem. Nawet nie chciał płacić za leczenie, bo powiedział, że ma coś ważniejszego do kupienia. Dlatego ta gitara i muzyka są dla mnie tak ważne. - widziałam jak z oczy blondyna wydobywają się łzy. Nie mogłam dłużej patrzeć jak mój przyjaciel płacze. Bez słowa zeszłam z łóżka i weszłam do mojej garderoby, gdzie chowałam swoje najważniejsze rzeczy na klucz. Otworzyłam jedną z szafek i wyjęłam odpowiednią ilość banknotów. Schowałam je we wcześniej przygotowaną kopertę i zakleiłam. Zamknęłam z powrotem szafkę na klucz i wróciłam do zdezorientowanego chłopaka.
- Trzymaj - podałam mu kopertę - Ale teraz mnie uważnie posłuchaj: Otworzysz ją dopiero w domu, jasne? Nie wolno ci jej wcześniej otworzyć
- Ale co tam jest? 
- Coś, to mój prezent dla ciebie. Obiecujesz, że otworzysz go dopiero w domu?
- Obiecuję
- To dobrze, a teraz choć, obejrzyjmy coś na poprawę humoru. - uśmiechnęłam się do chłopaka i pociągnęłam do na łóżko.
- Dziękuje - usłyszałam głos chłopaka w trakcie lecącego filmu
- Za co?
- Z to, że poprawiłaś mi humor i wysłuchałaś
- Od tego są przyjaciele, blondasku - powiedziałam śmiejąc się i przytuliłam się do niego. 
I tak przytuleni dotrwaliśmy do końca filmu.


* NIALL *

Mogłem zdecydowanie stwierdzić, że dzisiejszy dzień należał do udanych. 
Wchodząc do domu mogłem od razu usłyszeć krzyki chłopaków z salonu, słysząc to od razu mogłem stwierdzić, że grają w karty. 
- Nasz książę się odnalazł. Gdzieś ty był? - spytał Liam
- Robiłem projekt - odpowiedziałem i rzuciłem plecak w kąt. Problem w tym, że wyleciała z niego koperta, którą dostałem od Demi, a miałem ją otworzyć dopiero w swoim pokoju.
- A to co? - Zayn podniósł kopertę
- Gruba, co tam jest? - Harry ją przejął z rąk Zayna
- Sam nie wiem, dostałem i miałem ją otworzyć dopiero w domu - odpowiedziałem bojąc się ich reakcji
- Mogę? - usłyszałem pytanie z ust Harry'ego. Zawahałem się nad odpowiedzią, sam byłem ciekaw co tam jest, ale dostałem ją od Demi i chciałem najpierw sam zobaczyć co w niej się znajduje.
- Jasne 
Loczek z szybkością światła otworzył kopertę, a nam o mało oczy nie wyszły na wierzch, kiedy wyjął jej zawartość
- Skąd ty to masz?! - usłyszałem głos Louisa i już wiedziałem, że to będzie ciężka rozmowa. W kopercie, a raczej w dłoni Harry'ego znajdowało się 6 tysięcy funtów.
- Ja.... - zamurowało mnie, nie wiedziałem kompletnie co odpowiedzieć
- Skąd ty to masz? Ukradłeś?! - Louis stawał się coraz bardziej zły
- Co?! Nie! 
- To skąd to masz?!
- Od Demi
- Od tej dziewuchy? - wtrącił się Harry
- Masz to jej jutro oddać!
- Al....
- Nie słyszę żadnego sprzeciwu, masz jutro jej to oddać. Koniec i kropka.
Wściekły reakcją chłopaków, wyrwałem pieniądze z rąk Harry'ego i poszedłem do pokoju. Położyłem je na stoliku i wpatrywałem się w nie. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem takiej sumy pieniędzy. Co ja mam teraz zrobić? - To mój prezent dla ciebie - usłyszałem słowa Demi w swojej głowie. Przez to w głowie miałem jeszcze większy mętlik. Mam jej to zwrócić? Czy zachować? W końcu to prezent. Ale to w końcu pieniądze i to ile!!
Nagle usłyszałem pukanie do drzwi.
- Proszę - do pokoju wszedł Harry. Usiadał obok mnie i tak jak ja spojrzał na pieniądze
- Na prawdę to ona ci to dała? - spytał zciszonym głosem
- Tak
- Dlaczego?
- Sam nie wiem. 
- Zaprzyjaźniłeś się z nią, co? - spytał, z na mojej twarzy odmalował się szok - Widziałem jak wsiadałeś dzisiaj z nią do samochodu. Jesteś pewny?
- Czego?
- Jej
- Tak. Harry ona nie jest taka jak myślisz, ona jest inna
- Sam nie wiem Niall, ja bym ci radził uważać.
 - Ale...
- Niall, ja tylko prosze cię byś był ostrożny. Jesteś dla mnie jak brat i martwię się o ciebie
- Będę uważał - odpowiedziałem i skoro to mój brat to przytuliłem się do niego
- To co robimy? - spytałem i wskazałem głową na kase
- Uważam, że....

..................................................................................................................................................
Hej! Nowy rozdział prawdopodobnie jutro, ale nie gwarantuję, bo idę do fryzjera, a później idę do przyjaciółki piec torta, więc jeśli nie jutro to następny pojawi się we wtorek. Mam nadzieję, że wam się podoba :) Myślicie, że chłopaki wezmą kasę? Czy Harry przekona się co do Demi?
20 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ JESZCZE DZISIAJ WIECZOREM :)

sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 11

" Istnieje taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Jest on w sercu, nawet gdy na twarzy maluje się uśmiech."

* NIALL *

Kiedy wróciłem do domu nadal czułem furię i wściekłość wypełniającą moje wnętrze. Historia Demi wydaje się nieprawdopodobna, ale wagę prawdziwości przeważają liczne siniaki na jej ciele, które mogłem zobaczyć. Kiedy patrzyłem na dziewczynę widziałem, że ta rozmowa nie jest dla niej łatwa, mówiła z trudnością i miała w oczach łzy, ale po wszystkich zauważyłem zmianę. Widać było, że kiedy to wszystko z siebie wyrzuciła poczuła wielką ulgę. Ja w tamtym momencie mogłem trzymać ją za dłoń i zapewniać swoje wsparcie. Wszedłem do kuchni w poszukiwaniu jakiś tabletek na uspokojenie, bo lada chwila i pod wpływem emocji coś rozwalę. Przeszukiwałem w szybkim tempie szafki, ale nie mogłem nigdzie znaleźć tabletek. W głowie ciągle siedziały mi słowa Demi, o tym co dzieje się za zamkniętymi drzwiami w jej domu.
Jak można być takim cholernym skurczybykiem?! Jak on może patrzeć jej w oczy?! Jak on może normalnie żyć i funkcjonować, ze świadomością tego co robi i jak bardzo rani tę dziewczynę?! Pod wpływem napływającej złości i braku sposobu na uwolnienie się od tych złych emocji, z całej siły uderzyłem w jedną z szafek. Skutek? Wielki hałas, szafka runęła na podłogę, ja miałem poranioną dłoń i knycie, ale ku mojemu zaskoczeniu - ulżyło mi i poczułem się lepiej.
- Niall wszystko w porządku? - usłyszałem głos Zayna na sobą.
- Nie, to znaczy tak. Wszystko w porządku - odwróciłem się do niego
- Jesteś pewien? - spytał patrząc raz na mnie, a raz na szafkę, która spadła
- Tak, tak. Szukałem czegoś i przez moje roztargnienie zrzuciłem szafkę - odpowiedziałem i błagałem w myślach, by nie drążył tego tematu, bo innej wymówki nie potrafiłem wymyślić. Obiecałem Demi, że ta rozmowa pozostanie między nami i nikt się o tym nie dowie, więc nikt się nie dowie.
- Ok, ja wychodzę się przejść, a tak pozatym to gdzieś ty był?
- Yyyyy w bibliotece, miałem referat do zrobienia, jutro też tam idę. - powiedziałem po części prawdę
- Spoko, Louis i Liam są jeszcze w szkole, a póżniej jadą do pracy, więc póki co będziesz w domu sam
- A Harry?
- Harry pojechał szukać jakieś dorywczej roboty, ale wątpię czy coś znajdzie. Ja spadam - powiedział i zniknął za drzwiami.
Ja posprzątałem zniszczenia w kuchni i poszedłem do łazienki, by przemyć zranienia.
Kiedy wszystko zrobiłem poszedłem do pokoju i znów pochłonąłem się w myślach o blondynce, która potrzebuje pomocy i ja jej ją dam. Tyle, że nie wiem jeszcze jak....


* DEMI *

Uczucie, które zawładnęło moim wnętrzem i sercem jest nie do opisania. Czuję jakby jakaś część układanki, którą zwą moim życiem odnalazła się i wpasowała w swoje miejsce. Nigdy wcześniej nie czułam się tak wspaniale, może dlatego, że nigdy wcześniej nikomu się nie zwierzałam? Świadomość, że nareszcie mogłam się komuś wyżalić, podzielić się moją tajemnicą jest jak chłodny i orzeźwiający deszcz w letni i parny dzień. Czuję jakbym zrzuciła z siebie wielki plecak, w którym chowałam swoje myśli, bóle i tajemnice.
I jakby się komuś mogło wydawać, wcale nie czuję się źle z myślą, że Niall wie co dzieje się za zamkniętymi drzwiami mojego domu. Nie czuję lęku związanego z tym, że mógłby to wszystko komuś powiedzieć. Czuję, że tego nie zrobi, ufam mu i wiem, że czyniąc to -  robię dobrze.
Kiedy wróciłam do domu, na twarzy cały czas miałam uśmiech. Nie mogłam ukryć tego, że po raz pierwszy od bardzo dawna byłam szczęśliwa. I kto by pomyślał, że to wszystko tylko dzięki rozmowie! Mojego dobrego humoru nie był w stanie zepsuć nawet mój ojciec, kiedy pojawiłby się właśnie w tym momencie w holu naszego domu.
„Uśmiechnij się! Twoi wrogowie tego nie cierpią.” – powtarzałam sobie te słowa w głowie i dopiero teraz dostrzegłam, że kryją w sobie szczerą prawdę. Ojciec zawsze powodował ból, cierpienie i łzy na mojej twarzy. Z pewnością nie byłby zadowolony gdyby zauważył, że się uśmiecham. Ale problem w tym, że dzisiaj tego nie dostrzeże. Kiedy weszłam do kuchni na blacie leżała biała kartka, a na niej napisane bardzo starannym pismem matki:
Musieliśmy wyjechać w pilnej sprawie służbowej. Wrócimy jutro wieczorem.
PS: Mamy ci coś ważnego do powiedzenia, dlatego jutro wieczorek twoim obowiązkiem jest być w domu
                                                                                                         Rodzice
Prędzej potwory, to określenie bardziej by pasowało na podpis to tego liściku. Zawsze uważałam, że do nich nie pasuję, teraz coraz bardziej to sobie uświadamiam. Żadnego Kochamy cię albo Uważaj na siebie . Od zawsze są bardzo obcesowi w stosunku do mnie, od ojca nawet nie wymagałam choć odrobiny czułości, bo od samego początku nazywał mnie bachorem, ale matka? Żadnego przytulenia ani matczynej miłości. Wychowywałam się bez niej, więc nawet nie wiem jak to jest płakać w ramionach matki i mówić jej to co leży na sercu. Nawet kiedy byłam mała, miałam może ok. 5 lat, pamiętam jak obudziłam się i czułam jak targają mną drgawki i było mi zimno. Wyszłam ze swojego pokoju i pobiegłam naturalnie do rodziców, ale ich nie było w sypialni. Znalazłam ich w ich gabinecie jak zwykle, mimo, że było już grubo po północy. Siedzieli i oboje byli pochłonięci tym co znajdowało się na monitorach laptopów. Podeszłam do matki płacząc, bo nie wiedziałam co mi jest i się bałam. Szturchałam ją lekko i przytuliłam się do niej, lecz ona odsunęła mnie.
- Nie przeszkadzaj mi Demi – powiedziała, a ja czułam jak coraz więcej łez spływa mi po policzkach
- Ale mamo – powiedziałam łamiącym się głosem
- Idź spać i mi nie przeszkadzaj – powiedziała ostro i nawet nie oderwała wzroku od ekranu laptopa.
Płacząc wyszłam z ich gabinetu i wpadłam na Marka.
- Hej mała, czemu nie śpisz? – ukucnął przede mną i zapytał troskliwym głosem
- Źle się czuje – powiedziałam cicho, na co on dołożył swoją dłoń do mojego czoła
- Jesteś rozpalona, masz gorączkę! Chodź pójdziemy do Nancy – i poszliśmy, a później lekarz, którego wezwała Nancy stwierdził, że mam grypę. I tak oto skończyła się moje zabieganie o zainteresowanie matki. Od zawsze nie zwracała na mnie uwagi.
Stałam w holu i czułam jak z moich oczu wypływają łzy. NO I CAŁY DOBRY HUMOR SZLAK TRAFIŁ!! Przeklęte wspomnienia. Powinnam się już do tego w sumie przyzwyczaić. Wytarłam szybkim ruchem spływające łzy i wbiegłam szybkim ruchem po schodach do mojego pokoju.


* NASTĘPNEGO DNIA *

Kiedy się obudziłam czułam się inaczej niż zwykle. Nie wiem, czy było to zasługą tego, że moich rodziców nie będzie aż do wieczora, czy może raczej rozmowy z blondynem, ale wiedziałam, że czułam się lepiej, a na mojej twarzy pojawił się mały uśmiech. Wstałam z ciepłego łóżka i poszłam do garderoby wybrać ubranie. Kiedy to zrobiłam, skierowałam się z nim do łazienki, gdzie się umyłam, ubrałam i umalowałam.
Zeszłam na dół i zauważyłam, że na blacie kuchennym leży już przyszykowane dla mnie śniadanie, a obok niego znowu liścik:
"Panienko, musiałam pojechać po zakupy. Mark jest ze mną, dlatego zgodnie z pozwoleniem pani rodziców, może panienka znów wziąć swój samochód. Na blacie leży już przyszykowane śniadanie.
                                                                                                     Smacznego
                                                                                                                Nancy
Znów mogłam wziąć swój samochód! Ten dzień staje się coraz lepszy!
Zjadłam szybko swoje śniadanie, które krótko mówiąc było przepyszne i poszłam do samochodu.

                                                                 ******

W porze lunchu szukałam blondyna przy stoliku razem z jego przyjaciółmi, ale nie mogłam go znaleźć. Mogłam rzecz jasna podejść i po prostu ich spytać, ale jestem pewna, że byłoby to bardzo krępujące dla nich, dlatego skupiłam się na wspomnieniach, które mogłyby mi pomóc znaleźć Nialla. Chciałam po prostu z nim porozmawiać, wiedziałam, że dzięki tej rozmowie, mój humor wzrośnie do maksimum. Przypomniałam sobie, że chłopak mówił coś, że ma jakiś projekt, dlatego przepraszając moich znajomych odeszłam od stolika i skierowałam swoje kroki do biblioteki.
Nie pomyliłam się!! Znalazłam w bibliotece blondyna, który pochylony nad książkami zawzięcie coś notował.
- Cześć Niall, szukałam cię - powiedziałam, kiedy do niego podeszłam. Pocałowałam go w policzek, jak to było moim zwyczajem i usidłam obok niego
- Hej, szukałaś mnie?
- No jasne, tylko dzięki tobie mój humor może się polepszyć - odpowiedziałam, a na twarzy chłopaka pojawił się większy uśmiech - Co tam piszesz?
- Projekt, tego jest tyle, że będę tu spędzał czas godzinami
- A na jaki masz temat?
- Historia Wielkiej Brytanii, mam się głównie skupić na architekturze - odpowiedział i zrobił minę jakby zjadł właśnie cytrynę
- Architekturze? Być może nie będziesz musiał spędzać tutaj tyle godzin i się męczyć
- Co masz na myśli?
- Moja matka jest architektem, a w domu mamy ogromną bibliotekę w której znajdują się plany, zdjęcia i informacje na temat architektury z prawie każdego wieku. Jeśli chcesz to możesz przyjść do mnie, z chęcią ci w tym pomogę - uśmiechnęłam się do niego
- Serio? A twoi rodzice?
- Wrócą dopiero wieczorem, poza tym póki będziesz ty, ojciec nie będzie mi mógł nic zrobić - ostatnie słowa powiedziałam zciszonym głosem tak, aby  tylko Niall to usłyszał
- Zgoda - odpowiedział i złapał mnie za dłoń
- O Demi tutaj jesteś, szukałam cię! - usłyszałam głos naszej wicedyrektorki za swoimi plecami
- Pani Wicedyrektor, dzień dobry
- Tak Dzień Dobry, Demi mam dla ciebie zadanie jako przewodniczącej szkoły. Musisz wejść do każdej klasy w czasie lekcji i powiedzieć, że w czwartek wyjeżdżamy na wycieczkę. Będziesz zapisywać wszystkich chętnych, chociaż nie wiem czy jest sens, bo każdy ma obowiązek jechać. - powiedziała i spojrzała surowym wzrokiem na Nialla - Tutaj masz zapisane wszystkie szczegóły, Liczę na ciebie Demi - powiedziała i odeszła zostawiając mi kartkę. Usiadłam z powrotem obok Nialla i razem z nim zaczęłam czytać szczegóły wycieczki.
Wycieczka klas 1-3
Wycieczka historyczna. (Będą zwiedzać jakieś zamki, zabytki itd  - nie wiedziałam co tutaj wpisać, ale pewnie wiecie jak to wszystko wygląda na wycieczce szkolnej, wypisałam tylko najważniejsze szczegóły, które mają znaczenie w opowiadaniu)
Koszt: za 3 dni wynosi 1410 funtów( w tym: autokar, hotel, wyżywienie i bilety wstępu)
Czas trwania: 3 dni (Czwartek, Piątek, Sobota)
Kiedy zauważyłam cenę tej wycieczki spojrzałam na Nialla, chłopak był cały blady, a jego wzrok był skupiony tylko na cenie. Dla mnie nie miała ona większego znaczenia, ale dla niego i owszem. Może nie znałam ich a dobrze, ale wiedziałam, że z pieniędzmi mieli bardzo krucho. Na wycieczkę mają jechać wszystkie klasy od 1 do 3. Czyli razem 4 z nich. Razem wyniosło by ich to 5640 funtów. Jestem pewna, że nie mieli nawet 1/4 takiej sumy.
- Niall, wszystko w porządku?
- Tak - odpowiedział szybko chłopak i zaczął się pakować
- Niall poczekaj - złapałam go za rękę - Będę czekać po lekcjach przy moim aucie i pojedziemy do mnie, pomogę ci z tym projektem
- Dobrze - powiedział i szybkim krokiem wyszedł z biblioteki.

...............................................................................................................................................................
Hej! Przepraszam, że tak długo, ale wiecie - koniec semestru i poprawianie ocen i wgl, a poza tym to opuściła mnie wena, że rozdział wyszedł mi strasznie nudny, ale już niedługo będzie więcej akcji. Jak myślicie, chłopaki pojadą na tę wycieczkę? Będą mieli pieniądze?
Następny rozdział w poniedziałek :D Mam nadzieję, że nie zostawicie mnie po tym jak przeczytacie ten rozdział z powodu jego.... a nie wypowiem się.
Dziękuje wam za to, że w ogóle to czytacie :D
CZYTASZ = KOMENTUJESZ





niedziela, 5 stycznia 2014

Rozdział 10

            " Martwienie się nie odejmuje nam smutków jutro; odejmuje nam siły dziś."*

* NIALL *

To już drugi dzień od kiedy chodzimy do szkoły pełnej snobów. Jestem najmłodszy, więc dosyć, że chodzę do klasy sam to na dodatek do pierwszej A. Harry i Zayn chodzą razem do trzeciej D, Liam do trzeciej B, a Louis oczywiście jak na najstarszego przystało, chodzi do klasy maturalnej, czyli czwartej A. Na samym początku bardzo się bałem, bo nie mam w sobie takiej odwagi jak chłopaki i łatwo mnie złamać, ale dzięki pomocy chłopaków, wiem jak nie dać się zastraszyć. Kiedy wszedłem do klasy w której mam mieć pierwszą godzinę od razu zapanowała cisza, a każdy w sali patrzył na mnie. Słyszałem jak niektórzy wymieniają między sobą pojedyncze szepty na temat moje osoby, jak mnie obgaduje i się ze mnie śmieją.
W mundurku może i wyglądam jak oni, ale nigdy nie będę taki sam. Pod spodem cały czas jestem tym samym Niallem, który mieszka w rozwalającym się domku i ma czasami podziurawione swetry i bluzki, bo żaden z nas nie umie tego zaszyć.
Usiadłem na miejscu, które zająłem poprzedniego dnia i wyjąłem zeszyt. Do przyjścia profesora pozostało jeszcze 10 minut, więc musiałem je jakoś przetrwać. Żeby nie myśleć dużo o osobach, które zapewne teraz mnie obgadują, zacząłem pisać dalszy ciąg mojej piosenki.
Tak bardzo się zaangażowałem, że nie zauważyłem jak profesor wchodzi do sali i rozpoczyna lekcję. Z moich myśli i czynności wyrwał mnie dopiero on.
- Niall Horan? - usłyszałem głos profesora od historii
- Tak - podniosłem głowę znad zeszytu i spojrzałem najpierw na zegar, który wskazywał, że lekcja trwa już od dobrych 15 minut, a potem na niego
- Jesteś nowym uczniem, więc miałeś prawo nie wiedzieć o referacie na jutro. Jak na razie masz taryfę ulgową, więc masz przynieść swój referat na za tydzień.  Rozumiemy się?
- Tak - odpowiedziałem, a profesor wrócił do zajęć.
W mojej głowie pojawił się pomysł, że po skończonych zajęciach pójdę od razu do biblioteki i poszukam czegoś na ten referat, bo jak nie tutaj to w domu z niczego nic nie wymyślę.
                                          ***

Kiedy przekroczyłem próg biblioteki, od razu zacząłem się rozglądać za jakimś wolnym miejscem. Kiedy tak skanowałem wzrokiem pomieszczenie w oczy rzuciła mi się blondynka, która siedziała sama przy jednym ze stolików pod oknem. Przyjrzałem jej się bardziej i byłem już pewny, że to Demi. Postanowiłem do niej podejść.
Usiadłem obok niej na krześle, ale dziewczyna w ogóle nie zwróciła na mnie uwagi. Spojrzałem na nią i było widać od razu, że się czymś martwi i jest pogrążona w myślach. Tylko idiota nie zauważy, że coś trapi tą dziewczynę.

* DEMI *

Moje lekcje zakończyły się o 3 godziny wcześniej. Moi znajomi poszli już do domu, a ja? Ja tymczasem siedzę w bibliotece i czytam jakąś beznadziejną książkę, byle tylko nie wrócić do domu, bo ojciec jak na razie jeszcze tam jest i byle tylko nie myśleć o całym moim życiu, o tym, że za kilka dni stracę wszystko.  Lecz nie jest łatwo oderwać się od tych myśli, zbyt wielkie znaczenie na moje przyszłe życie będzie miało to
co wydarzy się w ten weekend. Z powodu natłoku myśli i bezsilności co do tych wydarzeń, po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
- Martwienie się nie odejmuje nam smutków jutro; odejmuje nam siły dziś - usłyszałam obok siebie głos, który już dobrze znałam. Odwróciłam głowę i ujrzałam mojego anioła stróża - tak go chyba mogę nazwać, bo spotykam go zawsze, kiedy w mojej głowie pojawiają się te okrutne myśli.
- Słucham?
- Martwienie się nie odejmuje nam smutków jutro; odejmuje nam siły dziś. Wiesz, że sama muru nie
przeskoczysz? Jeśli podzielisz się swoimi zmartwieniami to będzie ci lżej. Powiesz mi co się dzieje? - zapytał, a ja nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Skąd on wie, że się czymś martwię? Przecież przez tyle lat tak świetnie to wszystko ukrywałam, przez tyle lat nikt niczego nie zauważył, aż tu zjawia się taki Niall i wie wszystko. On chyba serio jest moim stróżem.
- Nic się nie stało Niall
- Nie kłam, wiem doskonale, że coś jest nie tak - powiedział. Spojrzałam na niego i zauważyłam, że w jego oczach kryje się troska.
- Chciałam ci podziękować - powiedziałam, by jakoś zmienić temat
- Mnie?! Za co?
- Za piosenkę, tę którą śpiewałeś w naszym miejscu
- Za nią? A dlaczego?
- Ponieważ pomogła mi w sytuacji, z której myślałam, że nie ma wyjścia - odpowiedziałam i po raz kolejny chciałam otrzeć łzę, która wydostała się z mojego oka, lecz blondyn był szybszy.
- Cieszę się, że mogłem pomóc. Chociażby samą piosenką, wiesz, że mógłbym znacznie więcej gdybym wiedział chociażby w małym stopniu dlaczego się tak martwisz? - powiedział, a ja poczułam ciepło w sercu, którego nie czułam już od wielu lat. W końcu ktoś się o mnie troszczy, nareszcie znalazłam kogoś komu nie jestem obojętna. Poczułam, że mogę mu ufać.
- Chodźmy do starbucksa - powiedziałam i wzięłam swoją torbę z krzesła
- Do starbucksa? Nie możemy tutaj porozmawiać? - widziałam zmieszanie w błękitnych oczach chłopaka
- Tutaj nie będzie do tego możliwości i to jest szkoła Niall, tam będzie mi lepiej. Dlaczego nie chcesz tam iść? - spytałam i dostrzegłam jak na twarzy chłopaka pojawia się wstydliwy, mały rumieniec, a chłopak spuszcza wzrok i głowę w dół
- Bo ja nie mam pieniędzy - powiedział cicho, dając do zrozumienia, że się tego wstydzi, a ja poczułam jak znów w moich oczach gromadzą się łzy
- To nic, ja stawiam. Ja podaruję ci dzisiaj tylko kawę, a uwierz mi, że dla mnie większe znaczenie ma to, co ty dla mnie dzisiaj robisz.  Chodź - powiedziałam i wyciągnęłam w jego stronę dłoń.

                                                           ****

Dzisiaj do szkoły przyjechałam swoim samochodem. Mark był dzisiaj potrzebny mojemu ojcu, więc ku mojej uldze mogłam wziąć swój samochód. Wyszliśmy z Niallem z budynku szkoły i skierowaliśmy się na
parking. Obok mojego auta stało dużo osób z naszej szkoły.
- Który to twój samochód? - spytał Niall
- Tamten - wskazałam na mercedesa obok paczki, która opierała się swobodnie o auto obok.
Spojrzałam na chłopaka i widziałam jak całe jego ciało spina się na widok grupki. Przyjrzałam im się i wiedziałam, że są o rok młodsi ode mnie, więc jeśli Niall tak zareagował to możliwe, że byli z jego klasy.
Byliśmy coraz bliżej, złapałam Nialla za dłoń, by dodać mu otuchy, bo widziałam, jak chłopak się stresuje.
Kiedy doszliśmy do mojego auta, grupka obok natychmiast ucichła.
- Cześć Demi - usłyszałam i obejrzałam się za siebie.
- Cześć - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do nich.
Wsiadłam do auta i uruchomiłam je, uśmiechnęłam się do Nialla, włączyłam radio i odjechaliśmy.

                                              ***

Starbucks jak zwykle był o tej porze w miarę pusty, co sprawiło mi wielką ulgę.
- Co chcesz? - zapytałam chłopaka, który wpatrywał się w menu wiszące na przeciwko nas
- Gorącą czekoladę
- Ok, to idź usiądź, o tam - wskazałam moje ulubione miejsce, które znajdowało się w rogu, było ono na uboczu, dzięki czemu łatwo było tam myśleć i rozmawiać. Blondyn poszedł zająć miejsce, a ja złożyłam zamówienie.
- A więc zamieniam się w wielkie ucho i słucham - zwrócił się do mnie Niall, kiedy dostaliśmy już swoje zamówienia. Spojrzałam się na niego i zaczęłam się śmiać, a cały stres związany w wyjawieniem chociażby cząstki prawdy na temat mojego prawdziwego życia, wyparował jak za dotknięciem czarodziejskiej różdźki.
- Co? Z czego się śmiejesz?
- Hhahah, masz wąsy z bitej śmietany, hahaha - chłopak zrobił zabawną minę
- Śmiejesz się ze mnie? A masz - zawołał śmiejąc się i ubrudził mnie bitą śmietaną. Oboje zaczęliśmy się śmiać.
- STOP! -  krzyknęłam, kiedy blondyn miał zamiar wytrzeć swoje zabawne wąsy - Muszę mieć jakąś
pamiątkę na przyszłość. Wyjęłam z torby aparat, który zawsze ze sobą noszę i zaczęliśmy się wygłupiać przed obiektywem.
Kiedy się uspokoiliśmy, spojrzałam na blondyna, który pił swoją gorącą czekoladę. Nie naciskał bym się przed nim otworzyła, cierpliwie czekał, aż sama to zrobię. Bałam się, bardzo się bałam, bo jeszcze nikomu o tym co się dzieje za zamkniętymi drzwiami w moim domu nie mówiłam. Patrzyłam w jego błękitne tęczówki i coś w nich przekonało mnie, że mogę mu zaufać i powinnam to zrobić. Postąpiłam zgodnie z tym co mówiło mi serce i zgodny z nim rozum i otworzyłam się przed chłopakiem o błękitnych oczach.


................................................................................................................................................................
* Cytat wzięty z książki " Bądź swoją siłą przez 365 dni w roku" - Demi Lovato ( wiedziałam, że ta książka mi się przyda :D )
Kolejny rozdział! Tym razem cały poświęcony Demi i Niallowi. Mam nadzieję, że wam się podoba :)  Zmieniłam szablon na bardziej Hazzowy, jak wam się podoba? Może być? Czy lepiej jak był tamten?Kolejny rozdział....nie wiem kiedy, ponieważ zaczyna się już szkoła i może być problem, ale postaram się napisać go do piątku i w piątek dodać. W następnym tygodniu na pewno się pojawi.
Dziękuje wam za wszystkie komentarze <3
Za wszelkie błędy przepraszam
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział 9

„ O tym kim jesteśmy nie świadczy wykształcenie, majątek, wygląd, czy talent, ale to, jak traktujemy drugiego człowieka.”

* HARRY *

Czułem jak rozmaite emocje przechodzą przez moje ciało. Od złości i nienawiści, do smutku i bezsilności. Czułem jak dziwna, klejąca się maź skapuje ze mnie na podłogę, lub z moich włosów na moją koszulę.
- Należało ci się śmieciu!! – usłyszałem za swoimi plecami. W tym samym momencie całą sala wybuchła śmiechem. Zacząłem pomału wstawać ze swojego miejsca, by nie pogorszyć sytuacji w jakiej się znalazłem. Wziąłem głęboki oddech, zbudowałem po raz kolejny mur w mojej głowie i odwróciłem się
 do swojego oprawcy i zarazem idioty – człowieka pozbawionego mózgu.
- Tylko na tyle cię stać? – zapytałem całkowicie opanowanym głosem.
Życie wiele mnie nauczyło, przeszedłem w nim dużo i nauczyłem się dzięki temu wiele. W swoim życiu doświadczyłem już prześladowania ze strony kolegów, głównie, kiedy byłem w domu dziecka. Dzieciaki dokuczali mi tam, po tym jak odkryli, że moja rodzina zginęła w wypadku samochodowym. Byłem bardzo związany z rodziną, a kiedy ich straciłem, bardzo tęskniłem. Zaczęły się prześladowania i przez to o mało nie popadłem z depresję, ale w odpowiednim momencie swojego życia poznałem Louisa i resztę, która pomogła mi stanąć na nogi. I od tego momentu pomagamy sobie nawzajem. Życie uczy, przeszłość uczy, by nie popełniać tych samych błędów.  Dawniej, kiedy padł bym ofiarą czegoś takiego zapewne rzuciłbym się na tego kolesia, roznosiłoby mnie tak samo jak teraz Zayna, który nie potrafi pozostać bezczynny, gdy komuś z jego rodziny dzieje się krzywda. A nasza piątka, jest właśnie taką RODZINĄ.
- Myślałem, że stać cię na coś lepszego, coś takiego było popularne w pierwszej klasie podstawówki – odezwałem się znowu, by pokazać, że tak łatwo nie można mnie złamać ani zastraszyć.
- Stawiasz się?! Nie wiesz, że śmieci głosu nie mają? – pedał wstał ze swojego miejsca i mnie popchnął
- To dlaczego się odzywasz? – zapytałem wstając z pomiędzy ławek na które zostałem popchnięty
- Ty śmieciu!! – krzyknął i już miał mnie uderzyć, kiedy nieoczekiwanie w mojej obronie stanęła ONA.
- Max!! Przestań!! – krzyknęła łapiąc bruneta za rękę.
- Bronisz go?! – spytał, patrząc prosto w jej oczy, w których widać było zmieszanie
- Tak! On jest tak samo człowiekiem jak ty! – odpowiedziała zakładając ręce na piersiach
Chłopak nic nie odpowiedział, zaczął się po prostu śmiać.
- Niech ci będzie – powiedział do dziewczyny i pocałował ją w policzek, po czym nachylił się do mnie
- Dzięki niej nie trafiłeś dzisiaj na cmentarz, ale pamiętaj, ona nie zawsze będzie w pobliżu. – brunet wyrównał tylnie ławki i jakby nigdy nic usiadł na krześle z chamskim uśmieszkiem na tej swojej gębie.
Odwróciłem się i zauważyłem, że wszyscy w skupieniu nadal mnie obserwują. Uderzyłem lekko Zayna w ramię, podniosłem swój plecak z ziemi i niczym się nie przejmując wyszliśmy z Sali.


* DEMI *

- Dlaczego obroniłaś tego przybłędę? Tacy biedacy nie są tutaj potrzebni – zwrócił się do mnie Max, kiedy siedzieliśmy na lanchu przed szkołą. W sumie sama nie wiem dlaczego to zrobiłam. W mojej głowie istniej kilka odpowiedzi na to pytanie i kompletnie nie mam pojęcia, która jest prawdziwa. Może zrobiłam to, bo czuje wewnętrzny przymus? Chcę wstawiać się za innymi  i im  pomagać w przeciwieństwie do innych, którzy nie pomagają mi i nie słyszą mojego wołania o pomoc. Chcę być inna. Może dlatego, że pewna część mnie im zazdrości? Zazdroszczę im tego, że mają siebie, że każdy z nich ma na kim polegać. Nie znam całej prawdy o nich, ale podczas obserwowania ich kilka razy zauważyłam, że mają pośród siebie prawdziwą braterską miłość i wsparcie. I chyba tego im najbardziej zazdroszczę. Sama nie wiem, to pytanie, chyba jak na razie pozostanie bez odpowiedzi.
- Ponieważ nie chciałam kolejnej awantury. Max posłuchaj, wiem, że są inni i w ogóle, ale może mógłbyś ich ignorować?
- Inni? Oni są dziwni i chorzy. A przede wszystkim są biedni! – wypowiedział ostatnie słowo w taki sposób jakby była to jakaś śmiertelna i zakaźna choroba – Ich nie da się ignorować, spójrz na nich – wskazał na całą piątkę, która siedziała przy stole, który znajdował się najdalej i do tego obok kilku koszy na śmieci. Szczerze mówiąc to zrobiło mi się ich naprawdę żal.
 W ich paczce dostrzegłam mojego wybawiciela , uroczego blondyna – Nialla.  Chciałam podejść do niego i podziękować za to, co nawet nieświadomie dla mnie zrobił, ale wolałam nie ryzykować kolejną salwą pytań. Po prostu odwróciłam wzrok i zaczęłam brać udział w dyskusji moich „przyjaciółek”.


* HARRY *

- Cieszę się, że w końcu ten dzień dobiega końca – powiedziałem do chłopaków i rzuciłem się na naszą małą kanapę w salonie, kiedy przekroczyliśmy próg naszego domu
- Jak na razie jest 2, do końca dnia jeszcze trochę pozostało – odpowiedział mi Zayn
- Oj wiem, chodziło mi, że w końcu wróciliśmy ze szkoły.
- Ja też się cieszę – powiedział i wskoczył na mnie na kanapę
- Zejdź ze mnie idioto!!! – krzyknąłem
- Kanapka!!!!!!!!!! – usłyszałem krzyk Nialla i po chwili poczułem dodatkowy ciężar na sobie
- Ratunku!!! Louis, Liam!!
- Idioci, wszędzie idioci – powiedział Louis i stanął w drzwiach, a my zaczęliśmy się śmiać.
- Dobra, my się zbieramy do nowej roboty. Nie pozabijajcie się dzieciaki – krzyknął Liam i po chwili usłyszeliśmy trzask drzwi
- To co robimy?? – spytał Niall
- Gramy w dobicie Harry’ego!! – krzyknął Zayn, a ja po chwili czułem jak te dwa czuby po mnie skaczą J

* LOUIS *

Ubrani w najlepsze nasze ciuchy, czyli jedyne garnitury ( Liam i Louis – garniaki jak na zdjęciu )  jakie
posiadamy wsiedliśmy do auta i naszym rzęchem skierowaliśmy się do biura naszego nowego pracodawcy.
Sam nie mam pojęcia jakim cudem zyskaliśmy tę pracę, ale ważne, że chyba jest, nie?
Dojechaliśmy do wielkiego szklanego budynku, w którym znajdowały się liczne biura.
Wysiedliśmy z samochodu i poszliśmy w stronę drzwi wejściowych. W środku odnaleźliśmy informację.
- Witam, w czym mogę pomóc ? – kobieta za lada miło się do nas uśmiechała, a ja coraz bardziej czułem przerażenie i stres.
- Jesteśmy umówieni na spotkanie
- Nazwiska?
- Tomlinson i Payne
- Ach tak, pan prezes już na panów czeka, jego biuro znajduje się na 8 piętrze – powiedziała i dała nam przepustki.
Poszliśmy w kierunku wind i wjechaliśmy na 8 piętro. W windzie nie zamieniliśmy ani słowa. Zdenerwowanie było wyczuwalne na kilometr. W moim środku panowało istnie tornado, jeszcze chyba nigdy się tak nie stresowałem. Kiedy wysiedliśmy Liam delikatnie złapał mnie za ramię
- Damy radę? – zapytał
- Damy – odpowiedziałem pewnym siebie głosem.
Doszliśmy do sekretarki, która widocznie już na nas czekała. Uśmiechnęła się do nas
- Witam, pan Lovato, już na panów czeka, zapraszam – powiedziała i otworzyła ogromne drzwi do równie ogromnego biura.


............................................................................................................................................................
Kolejny rozdział !!! Mam nadzieję, że wam się podoba :) Mam wrażenie, że nic się nie dzieje, aele może to tylko moje wrażenie, bo chce rozgrywać wszystko po woli, tak więc jeśli możecie to napiszcie, czy mam coś dodać, zmienić i czy wam się podoba.
Kolejny może..... w poniedziałek - jeśli będzie powyżej 20 komentarzy, to może dodam szybciej :) Ale nie szantażuje was :) Dodam wam jak najszybciej :) Za błędy przepraszam i dziękuje za komentarze pod poprzednim rozdziałem
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział 8

„ Kamienie i kije mogą zgruchotać kości, lecz słowa i wyzwiska mogą doprowadzić do
 samobójstwa”*


* HARRY *

To dzisiaj, to ten dzień. Pierwszy dzień w szkole. Może właśnie na waszej twarzy pojawia się wyraz 
zaskoczenia i wcale się nie dziwię, ponieważ doskonale wiecie, że pierwszy września już dawno za nami. 
Mówiąc pierwszy dzień w szkole nie mam na myśli takiego zwykłego pierwszego dnia jak wtedy kiedy 
wypada 1 września, mówiąc te słowa mam na myśli pierwszy dzień w nowej szkole. W dniu dzisiejszym
 rozpoczynam nowy, kolejny etap w swoim życiu i jestem pewien, że nie będzie on łatwy. 
Od dzisiaj uczęszczamy do jednej z najbardziej popularnej i renomowanej szkoły dla dzieciaków z bogatych
 rodzin w Londynie. Pewnie jesteście ciekawi dlaczego takie osoby jak my, które są biedne jak myszy
 kościelne i czasami nawet zdarza się, że nie mają co zjeść, będą chodzić do takiej szkoły, ale ja sam nie
 potrafię znaleźć na to odpowiedzi. Po przeczytaniu listu przez Liama, siedzieliśmy dobre kilka godzin w kuchni
 i zastanawialiśmy się nad odpowiedzią na to pytanie, ale jej nie uzyskaliśmy. Wieczorem przyszedł specjalny
 kurier, który przyniósł nam nasze nowe, obowiązkowe mundurki. Na sam ich widok mam ochotę zwrócić 
moje śniadanie, czyli płatki z mlekiem. Owszem, moja szkoła się spaliła, nie mam gdzie się uczyć, nie mam 
za co żyć, za co jeść, nie mam rodziny, ale mam 4 wspaniałych przyjaciół i to mi wystarcza, by przeżyć, a 
 mundurku nigdy nie założę.  Tak byłem konsekwentny swojej decyzji, że właśnie teraz stoję przed budynkiem 
szkoły w tym idiotycznym mundurku i tworzę w moich myślach i
głowie mur, który ochroni mnie przed licznymi wyzwiskami. Ja, Liam, Louis i Zayn jesteśmy do tego przyzwyczajeni, bardziej boimy się o Nialla, ponieważ jest z nas najbardziej wrażliwy i każde słowo może go zranić.
Kiedy ruszyliśmy w stronę drzwi wejściowych od razu do moich uszu dotarły przykre słowa.
„ O patrzcie!!! Przywieźli nam darmową rozrywkę!”, „ Pomyliliście kierunki!! Cyrk, zoo i szpital psychiatryczny są w tamtą stronę!!”, „ Tatuś w końcu załatwił mi nowego służącego, ten blondyn będzie czyścił moje buty”, „ Psom i hołocie wstęp
 wzbroniony!!”, „ Do domu kundle!!!”, „ Do czego to doszło, żeby biedaków wpuszczać za mur naszej szkoły”
, „ Myślą, że jak założą mundurki to będą wyglądać chociaż w 1% tak samo jak my!! Pomyliliście się, hołota
 i biedaki nigdy się nie zmienią!!” 
Na trawniku przed budynkiem szkolnym do, którego zmierzamy stoi pełno zadufanych w sobie
 lalusiów i gwiazdeczek, które nie znają umiaru z makijażem. Od razu można stwierdzić, że myślą tylko o sobie, o
 pieniądzach i tym jak nas wykorzystać i zmieszać z błotem. A swoimi słowami potwierdzają tylko moja tezę.
 Kiedy w końcu dotarliśmy do drzwi, otworzyliśmy je i weszliśmy do środka, czułem jak cała odwaga ze mnie
 znika, byłem może i doświadczony przez życie przez co i silny psychicznie, ale czułem, że jeśli przeżyję tutaj
 więcej niż dwa dni to serio trafię do szpitala psychiatrycznego. Rozmowy wszystkim ucichły, jak za
 machnięciem czarodziejskiej różdżki, a oczy wszystkich były zwrócone w naszą stronę. Obróciłem się i
 spojrzałem na chłopaków, ale oni tak samo jak ja mieli nogi przyczepione do podłogi. 
Naszym pierwszym celem był sekretariat i odebranie z niego planu lekcji, numeru i kodu szafki itd. Oczywiście
 jak na „nowych” nie wiedzieliśmy gdzie jest sekretariat, zwłaszcza, że ta szkoła była tak ogromna, że łatwo
 można było się w niej zgubić. Mieliśmy dwie opcje: 1) Albo zapytać kogoś i narazić się na wyśmianie 
i kompletną zniewagę, albo 2) spróbować zrobić to samemu i narazić się tutaj na zaginięcie w tej szkole. 
Jednomyślnie wybraliśmy drugą opcje. 
Nie byliśmy tchórzami, jak większość z was może w tym momencie pomyśleć. Dowodzi to chociażby to,
 że w ogólę tutaj jesteśmy. Bardziej rozchodzi nam się o to, by nie potrzebnie nie narażać się na zniewagi 
czy obelgi i spróbować być niewidzialnymi. W takiej szkole tylko takie rozwiązanie wydaje się
 najrozsądniejsze, lecz anonimowość i niewidzialność nie wchodzi tym razem w grę, ponieważ nawet jeśli
 mamy na sobie te idiotyczne mundurki ( które noszą tylko chłopaki) , to i tak się wyróżniamy.  Ruszyliśmy
 przed siebie w poszukiwaniu sekretariatu z doskonałą świadomością, że każdy nasz ruch jest obserwowany,
 lecz mimo tego zaczynałem się rozluźniać. Pierwsze wejście mamy za sobą, a mój mur zadziałał. 

Kiedy już każdy z nas odebrał plan lekcji i kody do naszych szafek ( z czego każda był gdzie indziej ) ruszyliśmy w ich stronę. Okazało się, że moja szafka jest niedaleko Zayna, ale to nie jest dziwne, ponieważ chodzimy razem do jednej klasy. Liam chodzi do przeciwległej – SAM, tak jak i Niall, a Louis trafił do klasy maturalnej oczywiście –wkońcu ma już 20 lat. ( PS. W opowiadaniu, w szkole, do której będą teraz chodzić chłopaki, uczęszcza się do 20 roku życia – wymyślone oczywiście przeze mnie ).
Po wsparciu Nialla i wymianie pozytywnych myśli,  rozdzieliśmy się z chłopakami i  ruszyłem razem z Zanem do naszych szafek. Kiedy wyszliśmy zza rogu, nagle poczułem jak na coś, a raczej na kogoś wpadam. 
Tajemnicza osoba odbiła się ode mnie i upadła na podłogę, w wyniku czego jej książka poleciała po korytarzu.

* DEMI *

Poczułam uderzenie, ból głowy i nagle znalazłam się na błyszczącym parkiecie w korytarzu. 
- Au! 
- Nic ci nie jest?! Przepraszam, powinienem bardziej uważać – usłyszałam pytanie i słowo, które w tej szkole
 chyba nigdy nie zostało wypowiedziane. Podniosłam głowę i ujrzałam zielone tęczówki, które wpatrywały się
 we mnie z troską i mogę sobię dać ręce uciąć, że już gdzie je widziałam. 
- Nie, nic mi nie jest – odpowiedziałam i próbowałam wstać, lecz pomimo prób, nie mogłam tego dokonać.
 Chłopak widząc, moje starania, podał mi rękę, którą ujęłam i pomógł mi wstać.
  – Dziękuje
- Twoja książka – usłyszałam drugi głos i spojrzałam na mulata, który trzymał moją książkę od francuskiego 
 na który już jestem duuuużo spóżniona
- Dziękuje jeszcze raz, jesteście tu nowi? – spytałam kompletnie nie wiedząc dlaczego
- Aż tak to widać? – spytał mulat
- Odrobinkę – odpowiedziałam pokazując palcami i delikatnie się uśmiechając – Szukacie jakiejś Sali?
- W zasadzie to tak, sala 212
- To sala od matematyki, musicie iść na drugie piętro, kiedy wejdziecie to skręćcie zaraz w lewo, a ja już
 muszę lecieć, miłego pierwszego dnia!! – krzyknęłam, uśmiechnęła się do nich i jak najszybciej pobiegłam
 do Sali

* HARRY *


Te brązowe tęczówki, blond włosy i uroczy uśmiech. Kiedy dotarliśmy na lekcję i w końcu zajęliśmy swoje miejsca, nie potrafiłem wyzbyć się jej twarzy i uśmiechu z głowy. To był drugi raz, kiedy na nią wpadłem, drugi raz, kiedy
zamieniliśmy ze sobą kilka słów i drugi raz kiedy ją przepraszałem. A skoro o tym mowa: PO CHOLERE JA TO ZROBIŁEM?! PO CHOLERE JĄ PRZEPRASZAŁEM?!
Może i jest ładna, miła, ale nadal należy do tych bogatych idiotek, które potrafią tylko myśleć o tym, czy dobrze wyglądają i co chwila wyjmują lusterko, by to sprawdzić. Nie dam jej się omamić! Należy do nich!! Wcale nie jest inna, jest taka sama jak oni. Może stosuje inną taktykę,
ale jest identyczna. 
Rozejrzałem się po sali i z ulgą mogłem stwierdzić, że z wyjątkiem jednego pedała to wszyscy są skupieni na
 słowach pani profesor. Postanowiłem przestać myśleć o naszej gwiazdeczce i w końcu skupić się na lekcji. 
                       ***

Kiedy zadzwonił dzwonek na kolejną lekcję, zauważyłem, że pod salą, w której miały odbyć się nasze zajęcia,
 jest zdecydowanie więcej uczniów niż było na pierwszej lekcji.
- Zayn, wiesz może o co tutaj chodzi? - spytałem mulata pokazując na dość liczną grupę
- Nie mam zielonego pojęcia, ale nabieram coraz większego przekonania, że ta szkoła jest chora, i mam
 dość tego mundurku! 
- Moi drodzy, proszę wejdźcie do sali i zajmijcie miejsca, zaraz włączę film - powiedziała jedna z
 profesorek i otworzyła salę. Zgodnie z jej słowami wszyscy zaczęliśmy wchodzić do środka, oczywiście
 to byłby cud,
 gdyby obyło się bez jakiś durnych uwag, obelg, czy popychania. Usiedliśmy z Zaynem w przed ostatniej
 ławce i próbowaliśmy skupić się na naszej rozmowie, by zignorować idiotów, którzy nas otaczają. 
Pani Profesor weszła do sali i zaczęła uruchamiać dvd, czekając przy tym jeszcze kilka minut na spóźnialskich
 Po chwili usłyszałem radosny śmiech i do sali weszła nasza gwiazdeczka razem ze świtą i ty durnym pedałem.
Blondynka rozejrzała się po sali i na moment nasz wzrok się spotkał, dziewczyna uśmiechnęła się lekko i
 zaczęła iść za resztą do ostatniej ławki, która była połączona z innymi. Zdziwiła mnie po raz kolejny,
 ponieważ jej uśmiech nie był ani wredny ani sarkastyczny, on był miły i serdeczny. I masz kolejny
 dowód na to, że dziewczyna jest inna od pozostałych - powiedział mój głosik w głowie, ale ja się 
z nim nie zgadzałem. To nie jest żaden dowód, ona po prostu stosuje taktykę dwulicowości. Najpierw jest miła
 i zdobywa twoje zaufanie, a potem zamienia się w krwiożerczą bestię, która zrówna się z ziemią. 
Profesorka włączyła film, a w sali zapanował półmrok i cisza przerywana pojedynczym śmiechem z
 ostatniej ławki. Kiedy w końcu udało mi się skupić na filmie, poczułem jak coś mokrego i klejącego
 spływa z mojej głowy i moczy cały mój strój. 
- Należało ci się śmieciu!!


...............................................................................................................................................................
* Cytat zaczerpnięty z książki "Bądź swoją siłą przez 365 dni w roku" - Demi Lovato, 
A więc HEJ! Jak tam mijają wam dni wolne? Przedstawiam wam kolejny rozdział, który pisałam w nocy :)
 Mam nadzieję, że się wam podoba. Kolejny prawdopodobnie jutro, albo w poniedziałek, ale nie gwarantuję.
Pozdrawiam i za wszelkie błędy przepraszam
CZYTASZ = KOMENTUJESZ , Proszę, to wiele dla mnie znaczy :)