Nadszedł nowy dzień. Dzisiaj znów muszę założyć swoją maskę pogodnej nastolatki i od nowa odnajdywać się w gronie moich przyjaciół. Usiadłam na łóżku i na spokojnie rozejrzałam się po pokoju przecierając oczy,
by wybudzić się do końca ze swojego snu. Zsunęłam stopy na miękki dywan i wstałam kierując swoje kroki do garderoby. Kiedy byłam już gotowa spakowałam potrzebne rzeczy do mojej torby i ubrana w odpowiednie ciuchy zakrywające moje siniaki zeszłam na dół. Moich "rodziców" nie było już w domu, jedynymi osobami, które są to moja gosposia Nancy i szofer Mark. To jedyne osoby w tym domu, których słucham i ufam.
- Witaj Demi
- Cześć Nancy - odpowiedziałam siadając na wysokim stołku przy blacie kuchennym.
- Smacznego - i przede mną wylądował talerz pełen naleśników z nutellą.
- Dziękuje - szczerze się do niej uśmiechnęłam i zaczęłam jeść. Byłam jej wdzięczna, że pomimo wszystko w pewnym stopniu przeciwstawia się moim rodzicom, a głównie ojcu. Gdyby byli teraz w domu zapewne musiałabym zjeść bardzo pożywne i bogate śniadanie i to na dodatek razem z nimi, a nie jakieś byle jakie nalesniki na dodatek z czekoladą, której nie wolno mi jeść.
- Jak zwykle pyszne - powiedziałam kończąc jeść
- Cieszę się, że ci smakowało, a teraz zmykaj, bo się spóźnisz. - wstałam od stołu i zabierając swoją torbę wyszłam z domu. Na zewnątrz stała już limuzyna o którą opierał się Mark czekający na mnie, ubrany jak zawsze w czarny garnitur i swoją fajną czapeczkę z daszkiem, którą nieraz mam ochotę mu zabrać.
- Witam panienkę
- Witaj Mark - uśmiechnęłam się i wsiadłam do auta. Po chwili jednak uśmiech zniknął z mojej twarzy, uświadomiłam sobie, że za kilka chwil znów będę brała udział w spektaklu o nazwie "Życie". Muszę być pogodna i radosna, nie mogę dać po sobie poznać, że choć trochę cierpię, muszę dostawać jak najlepsze oceny i nie przynosić hańby mojej rodzinie, mogę wymieniać takich rzeczy bez końca. Gdybym miała spisać wszystko na kartkach, to rzeczy których mogę zajęłyby może z pół strony A4? Rzeczy, których mi zabraniają i które kategorycznie muszę robić jest znacznie więcej, ale nie mogę się sprzeciwić, nie chcę mieć kolejnego śladu na moim ciele.
- Jesteśmy na miejscu - usłyszałam głos Marka. Już czas, Pora zacząć grę... Mark otworzył mi drzwi i podał mi dłoń, którą chwyciłam i wysiadłam. - Powodzenia, wierzę, że po raz kolejny pokażesz, że jesteś silna Demi
- Dziękuje - odpowiedziałam cicho i skierowałam się w stronę moich "przyjaciółek", które teraz zapewne rozważały czy kupić coś od Prady czy od Gucciego. Słowa Marka wiele razy podnosiły mnie na duchu, tylko dzięki niemu i Nancy, całkowicie nie zgłupiałam. Pomagają mi jak mogą i jestem im za to wdzięczna, chociaż mam do nich żal, że zawsze kiedy dostaje od ojca nikt nie chce mi pomóc, bo jak każdy się go boją.
- Demi!!!!!!!!!! - usłyszałam piskliwy głos Margaret, jednej z moich "przyjaciółek".
- Hej Margaret, Alyson, Annie - przywitałam się ze resztą
- Co u ciebie? Dlaczego nie poszłaś z nami w sobotę na zakupy?
- Miałam ważną kolację - kolejne kłamstwo w moim życiu
- Żałuj, kupiłyśmy rewelacyjne ciuchy.... - no i się zaczyna.....
* HARRY *
- To co robimy? - spytałem chłopaków, kiedy siedzieliśmy w naszej prowizorycznej kuchni nad jedną kanapką z szynką.
- Trzeba się jakoś podzielić - stwierdził Liam
- Mam lepszy pomysł - odezwał się Louis, a wszyscy skierowali wzrok na jego osobę - Trzymaj - powiedział i dał kanapkę Niallowi
- Ale dlaczego? Przecież każdy z nas musi coś zjeść
- Ale ty jesteś z nas najmłodszy i potrzebujesz jeść, my wytrzymamy. Mam rację? - spytał, a wszyscy mu przytaknęliśmy
- Dziękuje - odezwał się Niall i schował kanapkę do plecaka.
- No to co ekipa? Zbieramy się - zawołał Zayn i po chwili każdy z nas już był gotowy do wyjścia.
Sytuacja, która miała miejsce przed chwilą nie była pierwszy raz. Powtarza się bardzo często. Czasami jest nawet tak, że nie mamy nawet tej kanapki, ale staramy się jak możemy. Szukamy pracy jak tylko możemy i jeśli się jakaś trafi to od razu ją bierzemy. Zazwyczaj to Louis chodzi do pracy, bo jest z nas najstarszy, ale on nie jest wstanie zarobić na całą naszą piątkę zwłaszcza, że pracuje tylko w weekendy, więc pomagamy mu jak możemy. Zamknąłem nasz dom i dobiegłem do czekającej na mnie reszty. Po 30 minutach dochodziliśmy już do szkoły. Jak zawsze rozejrzałem się po okolicy i mój wzrok zatrzymał się na NIEJ. Dziewczynie, która zawsze przed lekcjami stoi ze swoimi przyjaciółkami przed szkołą. Nie wiem dlaczego, ale zawsze zwracam na nią uwagę. Jest dobrze i ładnie ubrana, codziennie przyjeżdża limuzyną do szkoły. Ma wszystko to o czym ja mogę tylko marzyć, tak jak i reszta dzieciaków z tej szkoły. Są bogaci i zapewne tak pewni siebie, że gdybyś przez przypadek na nich wpadł to zbluzgali i zmieszali by z błotem bez mrugnięcia okiem. Pewnie dlatego ich nie cierpię. Nie myślcie sobie, że nie cierpię, a nawet nienawidzę tych dzieciaków ze względu na to, że są bogaci i mają to czego ja nie mam. Nie! Ja nienawidzę ich dlatego, że są zapatrzeni w siebie, pyszni, aroganccy i nie doceniają tego co mają. Nas, zwykłych ludzi mają za nic i miotają nami jak służącymi, których zapewne mają w domu. Nie szanują nikogo ani niczego. Nigdy nie chcę mieć do czynienia z kimkolwiek z tamtej strony.
- Idziesz? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Nialla
- Jasne - odpowiedziałem i skierowałem się do budynku szkoły.
...................................................................................................................................................................
SYPIALNIA DEMI
SZKOŁA DEMI
SZKOŁA CHŁOPAKÓW
OJCIEC DEMI
SZOFER DEMI
DOM CHŁOPAKÓW
Wyobrazijcie sobie rozpadający się dom na przedmieściach, taka malutka rudera, no może nie aż tak, ale mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi, bo to ma kluczowy wpływ
GOSPOSIA
Miła, pulchna pani po 45 roku życia :D
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
PS. Nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział, ale przewiduję piątek bądź weekend. Wszystko zależy od weny i czasu.
Wiek Nialla został zmieniony na potrzeby opowiadania